Strony

sobota, 25 lutego 2017

ROZDZIAŁ 2




,,To taka gra, którą znasz tylko Ty i ja.
Gra, w której wszyscy zaczną płakać.’’






- Możesz mi powiedzieć, w co Ty grasz? – zapytałem, ściskając jej nadgarstek. 
- To ty mnie nękasz. – wzruszyła ramionami w bezradności. Przybliżyłem swoją twarz do jej i zobaczyłem, że przełyka ślinę. Była zdenerwowana.
- Nękam? – parsknąłem śmiechem. – Zastanów się co mówisz. Chciałem wszystko Tobie wyjaśnić i przeprosić za to, co się stało.- wyraz jej twarzy złagodniał, zaskoczyłem ją.
- W porządku. Nie musisz mi nic wyjaśniać, skąd mogłeś wiedzieć, że trafisz na mnie. Ja po prostu mam swoje zasady. Nie lubię niespodzianek.- Nie bardzo ją rozumiałem, ale trochę mi ulżyło. – Mogę iść? Jestem trochę zajęta. – spytała, spoglądając na stroje, zawieszone na ramieniu i skrępowany przeze mnie nadgarstek.
- To może poczekać, ja nie.- oblizałem usta zdezorientowany. Naprawdę nie tak wyobrażałem sobie nasze spotkanie i pierwszą rozmowę po tym, co się stało. Sądziłem, że pierwszym etapem będzie siarczysty, porządny i zasłużony policzek wymierzony jej dłonią. Uniosła brwi, patrząc na mnie jak na idiotę.
- Już rozumiem, jesteś dupkiem, z bardzo przerośniętym ego, uważającym że wszystko mu się należy.- wyrywała się mi, a pogarda, którą już nie raz widziałem zawitała w jej spojrzeniu. Zupełnie jakbym był dla niej kimś obcym. Kimś, kogo nigdy nie kochała. Nie wiedziałem, czy się cieszyć, bo złość i pogarda były tym, czego się spodziewałem. Powinienem się uspokoić, wreszcie reagowała w sposób, który znałem. Jej temperament nie uległ zmianie. – Zostaw mnie w spokoju. 
Czekałem na nią tyle czasu, wiedziałem, że nie mogę tak po prostu odpuścić po pierwszym podejściu. Będę o nią walczył. Nieważne ile niespodzianek dla mnie przygotowała. Pokażę jej, że naprawię to, co runęło w zaledwie kilka sekund. 



Dziewczyna spała zakryta szczelnie kołdrą. Wydostałem się spod jej objęć. Poczułem ulgę, że wróciła. Zrozumiałem, że nigdy nie będzie miała normalnego życia, dopóki ja z nią jestem. Chłodne światło księżyca wdarło się do sypialni przez zasłony padając na jej sylwetkę. Zawiesiłem na ramieniu torbę, ucałowałem jej czoło i z bólem serca zamknąłem za sobą bardzo cicho drzwi. Mogę cierpieć, jeśli ona naprawdę będzie szczęśliwa i zacznie żyć tak, jak zawsze o tym marzyła. Czas podjąć odważne decyzje, pomimo tego, że łamie mi to serce. Prawda była taka, że zawsze staliśmy po dwóch stronach barykady, przebijając się przez mur, który z dnia na dzień inni ludzie dobudowali. Przy okazji każdą kłótnią dodawaliśmy własne cegiełki. Nie mogłem z nią być, ponieważ musiałbym z nią walczyć. Widziałem, że nie zrezygnuje z tego, co było tak naprawdę jej całym życiem. Nie chciałem by to robiła. Jeśli ktokolwiek miał rządzić tym brudnym interesem i nie narobić wielkich szkód, to była to Ona. Jednak nie wszyscy myśleli tak jak ja. Wyjeżdżając z bramy hotelu obróciłem się za siebie aby spojrzeć w ciemne okno naszej sypialni. 
Zwiększając prędkość, jakbym miał wrażenie, że im dalej od niej będę, tym mniej będę chciał zawrócić, wspominałem swoją rozmowę z Bradem po naszej kłótni.
- Przykro mi Justin, nie możemy tego tolerować. Ona jest kryminalistką, mamy na to dowody. Prawie zmusiła cię do zabicia niewinnego właściciela sklepu z bronią! Jeśli nie chcesz jej zabić, zrobi to ktoś inny, a ty natychmiast wychodzisz z gry i bierzesz urlop...- mówił surowym tonem, zrzucając na mnie swoją frustrację niczym wiadro pomyj, jakbym był winny wszystkiemu. Po raz pierwszy od kiedy go poznałem, zwracając się do mnie nie użył mojego nazwiska. Nie miałem siły tłumaczyć mu, że to moją działką było zastraszenie biednego staruszka, a ona usiłowała mnie tylko powstrzymać.
- Chcę zostać. Ona naprawdę nie chce nikogo skrzywdzić. Nie prosiła się o jego biznes. Nie dostałem jeszcze informacji o tym gównie, które stworzył, ale jestem blisko. Możesz ich przekonać? – spytałem z nadzieją, że przemyśli decyzję. Nie rozumiałem, dlaczego pragną jej śmierci, skoro osiągnęli swój cel.
- Pytasz mnie czy pozwolę Ci być z kryminalistką?! – upewnił się oburzony.
- Nie Brad, ja oświadczam Ci, że z nią będę, ponieważ jestem w niej zakochany.- chrząknąłem przygaszony do telefonu.
- Jesteś chory! Ona musi iść za kratki! Zabijała ludzi!- krzyczał coraz głośniej.
- Zabijała ich, bo musiała.- przełknąłem gorzką ślinę, nie podobało mi się to wszystko.
- Nie wierzę, ty naprawdę ją kochasz… Nie żartowałeś.- mruknął po minucie wzdychając z politowaniem. Zacisnąłem szczękę, zanim zastanowiłem się co mu odpowiedzieć.
- Nawet skurwysyni mają cholerne serce, Brad. – oblizałem usta, przejeżdżając ręką po moich włosach. 
- Ale Maddie…



- A ty zarabiasz swoim ciałem i zapomniałaś już, co to znaczy czuć, kochać. – spojrzałem na nią z wyrzutem. – Możesz już przestać udawać, że nic Cię nie obchodzi? – przejechałem dłońmi po twarzy, nie dowierzając w jak wielkim absurdzie się znalazłem. Przycisnąłem ją do ściany.
- Nie znasz mnie.- Och, tak Ci się wydaje? - uniosłem brwi i parsknąłem kpiąco. Nasze ciała nie działała teraz żadna przestrzeń. Czułem jej każdy oddech, kiedy jej klatka unosiła się i opadała. Ona doprowadza mnie do obłędu. Sądziłem, że ją znam, ale teraz wiem, że mimo, że ta dziewczyna wygląda tak jak ona, nie zachowuje się tak samo. Nie rozumiałem, dlaczego jest dla mnie taka chłodna. Nie przywykłem do tego. Wziąłem głęboki oddech.
- Znam Cię na pamięć, Rachelle. – szepnąłem w jej usta i objąłem ją w taili, opuszki moich palców wyczuły drżenie jej skóry.
- Nie znasz, mam na imię Jenny.- kręciła głową przecząco, a kosmyki jej prostych włosów niespokojnie zatrzęsły się. Obawiała się, że moje usta dotkną jej. Stwierdziłem, że zaśmianie się jej w twarz jest za bardzo bezczelne, więc tylko zacisnąłem pięści.
- To nie jest Twoje prawdziwe imię.- wycedziłem przez zęby. W ogóle nie bawiła mnie jej gra. Zerknęła na mnie podejrzliwie, a za tym kryło się coś jeszcze. Nie dowiedziałem się co. Ułożyła dłoń na mojej piersi, w której serce biło jak oszalałe. Miałem wrażenie, że to jedna sekunda ma sześćdziesiąt kolejnych. Zastygłem, delektując się dotykiem jej ciepłej, kobiecej dłoni. Odepchnęła mnie i zrobiła krok w przód.
- To miasto aniołów, każdy może być tym, kim zechce.- po tych słowach zacisnęła usta w wąską linię.
- Och, proszę Cię, wcale nie uwierzyłaś w tę bajeczkę dla turystów. Jak zwykle uciekasz.- chwyciłem w dłoń jej bok, widząc, że podskoczyła spłoszona cofnąłem rękę. Mieszkałem tu od najmłodszych lat i zawsze zostałem zapisany w pamięci tych ludzi najpierw jako dziecko, które przysparza same problemy, a później jako kryminalista, człowiek bez duszy, który zabija ludzi z zimną krwią i tak zostało do dzisiaj.
- Naprawdę masz ze sobą jakiś poważny problem… Poszukaj dobrego lekarza.- odwróciła się na pięcie, uznając naszą rozmowę za skończoną.
- Nie traktuj mnie jak idiotę, dobrze wiesz, że tego nie lubię! – krzyknąłem na nią, bo miałem już dość. Weszła do środka garderoby, ale w szparze zamykających się jeszcze drzwi zdążyłem zobaczyć wyciągniętą rękę ze środkowym palcem w górze zanim trzasnęła nimi z hukiem. Dziękuję, kochanie.



******


W domu czekała na mnie dziewczyna, która poświęciłaby za mnie całe swoje życie. Nie kochałem jej, bo wciąż kochałem Rachelle, która teraz traktowała mnie jakbym był dla niej nikim, ale tak bardzo ją kochałem i tęskniłem za jej dotykiem, że nie zwracałem na to uwagi. Mogła traktować mnie jak rzecz i mną pomiatać, a ja i tak bym do niej wracał. Zawsze. Już przez okno zdążyłem zauważyć zapalone światło w kuchni. Jestem pewien, że co kilka chwil blondynka wypatrywała mnie w oknie. Kiedy przeszedłem przez próg i ściągnąłem buty natychmiast znalazła się przy mnie. Jej włosy były potargane, ubrana była w mój szlafrok w granatową kratę, który zwisał z niej jak namiot, bo był na nią za duży. Podkrążone oczy będące oznaką braku snu i płaczu wpatrywały się we mnie z żalem.
- Dlaczego tak mnie ranisz? – wyjąkała cicho, stojąc mi w przejściu.
- Bo sobie na to pozwalasz, już od dawna wiesz, że nie jestem ideałem. Rozmawialiśmy o tym nie raz. – to nie była dobra pora na takie rozmowy, zważywszy na to, że dzisiaj już wyczerpałem swoje pokłady cierpliwości na jedną charakterną szatynkę. Kobiety są podłe, zapamiętać. Miałem ochotę się na czymś wyżyć, na jej szczęście wciąż usiłowałem się opanować.
- Dlaczego nie wracasz do domu? Uwierz mi, na początku znosiłam to jakoś, ale to już zbyt długo trwa. Dowiedziałam się, że już od dawna wszystko załatwiłeś. Nie okłamuj mnie. – jej dłoń zatrzymała się na moim łokciu.
- Jak zwykle wszystko musisz wiedzieć, nie możesz się powstrzymać i zamiast nie wtykać nosa w nie swoje sprawy, wykorzystujesz to, kim jesteś! – warknąłem do niej przez zęby i spiąłem wszystkie mięśnie. 
- Dobrze wiesz, że się o Ciebie troszczę. Jeśli pytam Ciebie, nigdy nie odpowiadasz! – tłumaczyła się rzewnym tonem, na co zmarszczyłem brwi. 
- Nie przyszło Ci do głowy, że może nie chcę byś wiedziała?! – wrzasnąłem na nią i przecisnąłem się między nią a ścianą, prawie przez to jej nie przewracając.
- Czuję się jak w więzieniu. Bez przerwy jestem tutaj sama! Nie tak to miało wyglądać! – żaliła się, kiedy wchodziłem ciężko po schodach na górę do sypialni. 
- Nic cię tu nie trzyma.- powiedziałem, zerkając na nią przez ramię i trzymając się balustrady.
- Wciąż chodzi Ci o Nią prawda? Justin, ta dziewczyna Cię zmieniła…  - usłyszałem za plecami. Nie wytrzymałem, nie wiedziałem nawet kiedy moje palce zacisnęły się na jej szyi i kiedy przyparłem ją brutalnie do ściany. Na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
- Nie waż się o Niej mówić! – warknąłem jej w usta, widząc jak po jej policzkach płyną słone łzy. Nie było mi jej żal. Wiedziała, dlaczego jestem taki zły. Nigdy nie obiecywałem jej, że będę jej księciem z bajki. Nagle przywarła do mnie ustami, moje ciało rozluźniło się, ale na dłuższą chwilę zaskoczony znieruchomiałem. Pozwoliłem jej się całować, ale później przerwałem to. Cały czas myślałem o Niej, chciałem czuć Ją.– Dlaczego to robisz?
- Chciałam, żebyś się uspokoił. – szepnęła słabo, wydymając policzki. 
- Jeśli chcesz, żebym był spokojny, nie rób tego nigdy więcej. – ostrzegłem zdecydowanym głosem i puściłem ją. 


*******


Kolejnego wieczoru nie mogło zabraknąć mnie w Harvey’s Girls. Zająłem miejsce w kącie pod samą sceną. Zapłaciłem barmanowi za kapelusz, którym próbowałem zakryć swoją twarz. Czekałem na nią. Obserwowałem uważnie jak pomagała kelnerkom polerować kufle do piwa. Nigdy w życiu nie przypuszczałem, że moim marzeniem w tym momencie będzie reinkarnacja w szklankę. Jej smukłe palce, dotykały szkła przez białą szmatkę. Była bardzo skupiona na tym, by błyszczało jak najjaśniej, tak by mogła się w nim przejrzeć. Co kilka chwil śmiała się z czegoś z koleżanką. Jej uśmiech, uśmiech za który mógłbym zabić sprawił, że ja również się uśmiechałem. Kiedy znudziłem się, a dystans pomiędzy nami bardzo mnie zmęczył, wstałem kierując się w stronę baru. Czas na podejście drugie. Gdy tylko raczyła mnie zauważyć, zanurkowała pod ladę. Przewróciłem tylko oczami. Zdobyłem się na najbardziej urokliwy uśmiech i spojrzałem na dziewczynę obok niej, która przed chwilą dziwiła się jej zachowaniu.
- Możesz powiedzieć swojej koleżance, żeby nie chowała się przede mną jak małolata, bo już dawno ją zauważyłem? – podparłem się szarmancko łokciem o blat stołu. Wynurzyła się spod niego z gorzkim wyrazem twarzy, a z jej oczu ciskały gromy. 
- Podasz mi słońce piwo?- oblizałem dolną wargę prowokacyjnie, a kiedy wręczyłem jej pieniądze, nie omieszkałem pogładzić jej ręki. Oczywiście, robiłem to z premedytacją, ale wyglądało na przypadkowe.
- Jessica, proszę wyręcz mnie. – odparła lodowato, patrząc na koleżankę, szukając ratunku.
- Nie, chyba nie wyraziłem się zbyt jasno, Ty masz to zrobić. – uniosłem brwi, spoglądając na Nią jak zwycięzca. Pan każe, sługa musi. Ostrzegają, żeby nie drażnić wściekłych zwierząt w tym kobiet, ale nigdy się tego nie trzymałem, więc nie zdziwiłem się bardzo kiedy niedbale, ze złością postawiła przede mną kufel, a większość piwa z niego chlusnęła mi w twarz, brudząc białą koszulę. Proszę, stara nienawiść tak jak miłość nie rdzewieje. 
- Jenny! Jak możesz być taka niezdarna! – powiedziała zszokowana i przejęta blondynka w średnim wieku, prawdopodobnie przełożona Rachelle, która właśnie wyszła zza zaplecza.
- Najmocniej Pana przepraszam. Jen, proszę idź z Panem do łazienki i pomóż mu doprowadzić się do porządku. – Dziękuję Ci, złota kobieto.- w myślach zatarłem ręce. Z miną męczennicy Rachelle przeszła na drugą stronę baru i weszła do męskiej łazienki. Zamknąłem drzwi, a na twarz wpełznął mi cwaniacki uśmieszek, bo bezkarnie przez całą drogę za jej plecami obserwowałem jej pośladki. 
Puściła wodę w kranie. Podszedłem do niej bez słowa, oparła się o szary, błyszczący marmur.
- Zdejmij kurtkę i rozepnij koszulę. – powiedziała, patrząc mi w oczy, a jej dźwięczny głos rozniósł się po całym pomieszczeniu echem. 
- Jeśli chcesz mi złożyć jakąś niemoralną propozycję, to śmiało. – mruknąłem rozbawiony, na co ona wywróciła tylko oczami, w których odbijały się światła. Kiedy wykonałem jej rozkaz, zagryzła wargę, a z jej ust wydostało się bardzo ciche westchnięcie. Zero zawstydzenia? Zero rumieńców na twarzy? Jestem pod wrażeniem panno Roberts.
- Podejdź bliżej. – zaskoczyła mnie pozytywnie.- Nie chcę zrobić plam na podłodze od wody i mydła.- tłumaczyła, widząc moje zadowolenie i spojrzała w sufit, gotowa zacząć modlić się, abym natychmiast zniknął. Docisnąłem ją do umywalki biodrami, na co wstrzymała oddech. Doskonale czułem ją tam, gdzie chciałem. 
- Niezłe tatuaże. – powiedziała wycierając moje piersi i zagryzła na dłuższą chwilę wargę, odchylając maksymalnie plecy i głowę do tyłu, ale tym samym napierając na mnie dołem. Na kilka sekund zawiesiła wzrok na mojej bliźnie na brzuchu. 
- Zawsze Ci się podobały. – uniosłem jej podbródek, dzięki czemu mogłem wpatrywać się w ich głęboki, połyskujący brąz. Kciukiem uwolniłem jej dolną wargę z zaciśniętych zębów. – Tak jest lepiej. – spuściła wzrok w dół, a jej policzki lekko się zarumieniły, ale tylko ja mogłem to zauważyć. Przysięgam, nie mam pojęcia jak powstrzymałem się od zerżnięcia jej w tej toalecie.
- Nie wiem, dlaczego jesteś taki uparty. Nie znam Cię. Pierwszy raz widzę je na oczy.- słyszałem co do mnie mówi, ale bardziej skupiłem się na języku jej ciała, na przyspieszonym oddechu i rozszerzonych źrenicach.
- Nadal Ci się nie znudziło? – westchnąłem, chwytając ją za ręce i potrząsnąłem nią.- Kiedy skończysz wreszcie te głupie gierki? – bez ostrzeżenia, zatrzymałem obie dłonie na jej pupie i podsadziłem ją do góry, by usiadła na umywalce. Miałem doskonały widok na jej piersi, w które z ochotą zanurzyłem swoją twarz. Jej kolana mocno objęły moje nogi, po czym otrzymałem konkretne uderzenie w tył głowy. Ogłuszyło mnie, na chwilę, zachwiałem się na nogach i oszołomiony cofnąłem się od umywalki, opierając się o zimną zabudowę.
- Palant! – usłyszałem jak wyzywa mnie, a potem prędko wyszła z łazienki. Minęło trochę czasu zanim pozbierałem myśli i doszedłem do siebie. Byłem bardziej niż wściekły.
Usiadłem zirytowany przy stole i wyczekiwałem na występ ślicznotek, w tym jednej na której najbardziej mi zależało. Scena była spowita mrokiem. Pojedyncze światła zapalały się i równie szybko gasły, oświetlając jedną z przypadkowych rur, co wzbudzało napięcie. Dziewczyny miały na sobie identyczne peruki i koronkowe czerwone maski. Pierwsze kroki zabrzmiały w rytm Men’s World Jamesa Browna. Podparłem swój podbródek i z uwagą przyglądałem się im ciałom skąpanym w złotym brokacie, wijącym się w tańcu. Dwanaście reflektorów nagle zapaliło się na dłuższą chwilę. Odrywając swoje zgrabne ciała od wysokich rur, sięgających sklepienia sufitu, ich palce objęły czarne połyskujące laski. Machały nimi w powietrzu, wyginając się, opierając się o nie, klękając na scenie na kolanach. Sprawiały wrażenie uległych, aby potem znienacka uderzyć nimi w podłogę i kręcąc niewinnie biodrami. Rozbudzony miałem ochotę popłakać się jak niedojrzały dzieciak, kiedy ich występ dobiegł końca. Wciąż siedziałem przy stoliku, wypatrując Jej. Dostrzegłem jedną z tancerek, która przechodziła zamaszystym krokiem obok mojego stolika.
- Hej, możesz mi powiedzieć coś o tej szatynce z brązowymi oczami? – uśmiechnąłem się do niej, pociągnąłem ją za nadgarstek i usadowiłem na swoich kolanach. Dziewczyna objęła moją szyję, masując ją opuszkami palców. Do wolnej ręki wręczyłem jej pięćdziesięciodolarowy banknot.
- Chodzi Ci o Jenny? – zaśmiała się perliście, zakrywając dłonią z pomalowanymi, długimi paznokciami usta.
- Tak, od kiedy tu pracuje? 
- Jakieś pół roku, od pierwszego dnia kiedy się tutaj zjawiła, stała się gwoździem programu. Szefowa ją przyprowadziła. – odwróciła wzrok, tracąc mną zainteresowanie. Położyłem dłoń na jej kolanie, sunąc nią w górę.
- Coś więcej. – mruknąłem, nieusatysfakcjonowany jej odpowiedzią. Wyciągnąłem z kieszeni kolejny pięćdziesięciodolarowy banknot i wsunąłem jej go w stanik. Uśmiechnęła się do mnie lubieżnie i poklepała delikatnie swój biust.
- Miała wypadek, ale nie lubi o tym wspominać. Cassidy chyba zlitowała się nad nią. Okazała się nieoszlifowanym brylancikiem. Nic więcej nie wiem. – skinąłem głową dziękując jej. Jaki wypadek? Czy w ogóle mam wierzyć tej dziewczynie? Rachelle nagle pojawiła się na barze. Z początku oboje unikaliśmy siebie wzrokiem, ale byliśmy świadomi swojej obecności. 
- Na koszt firmy. Przyznaję, przegięłam. Będziesz tu tak codziennie siedział? – spytała stawiając przede mną szklankę piwa. Ta dziewczyna nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
- Tak, żeby na Ciebie patrzeć. – oparłem się wygodnie na kanapie, popijając łyk alkoholu, który mi przyniosła. Oblizałem wargi z białej piany. Poklepałem miejsce obok siebie, co zignorowała.
- Nadal nie rozumiem, jakim cudem się tu dostajesz. Osobiście sprawdziłam drzwi na zapleczu. – Czy ten głos brzmi jak głos bezradności? Och, tak mi przykro. 
- Przekupiłem wszystkich ochroniarzy, skarbie. Mam tu dożywotni wstęp. – odparłem dumny z siebie. Moje spojrzenie zatrzymało się na jej odkrytych udach. Przyciągnąłem ją do siebie, chciałem żeby usiadła i porozmawiała ze mną.
- Jeszcze raz mnie dotknij, a zginiesz! – warknęła, robiąc dłuższe przerwy po każdym słowie, ręką odganiając się ode mnie i odeszła kręcąc ponętnie biodrami. Jeden zero, jeden zero, kochanie. Zachowywała się, jakby w ogóle mnie nie znała. Mówienie mi żebym czegoś nie robił, zawsze było zachętą do zrobienia tego ponownie. Ona również nigdy nie słuchała mnie i moich próśb, dlaczego ja miałbym być jej posłusznym? W końcu, kiedy na zewnątrz nastał blady świt wyprowadzano wszystkich gości. Udałem, że wychodzę i idę do domu, ale tak naprawdę usiadłem w parku po drugiej stronie ulicy i w ukryciu czekałem, aż wszystkie dziewczyny nie wyjdą z klubu, w szczególności jedna z nich. Szła zmęczona wraz ze znaną mi blondynką, którą rozpoznałem jak tylko zawiesiłem na niej wzrok. Candice. 
Zrozumiałem, że musi się świetnie bawić, mając mnie owiniętego wokół jej palca. Zapomniałaś, ha? Wypadek? No to uważaj, ja Ci przypomnę kim jestem. 




Now you're free and well
Just giving a while
Time will tell
You're under my spell, oh
There ain't no running from me, no, no, no
There ain't no running from me, yeah


Toulouse - No Running from Me



______________________________

Co do piosenki, nie będę się wypowiadać na
temat filmu, ani książki, ale soundtracki
są świetne i nigdy mnie nie zawodzą, tym razem
idealnie wpasowały się w fabułę bloga ;)
Ogólnie, bardzo fajnie mi się pisało ten rozdział,
świetnie się bawiłam.
Nie mogę się powstrzymać, że aż zacytuję:
,,Middle fingers up, put them hands high
Wave it in his face, tell him, boy, bye...'' - Beyonce


Potrzymam Was jeszcze przez ten tydzień w niepewności.
Może Justin ma rację, może dziewczyna się nim bawi?
A może to on pomylił ją ze swoją ukochaną?
 Cóż, dowiecie się tego w następną niedzielę.




1 komentarz:

  1. O boze moja ukochana piosenka Beyoncé haha. A rozdzial bardzo fajny. Cos nowego zupełny powrót w wielkim stylu

    OdpowiedzUsuń