Strony

niedziela, 7 maja 2017

ROZDZIAŁ 6




 ,,W niektóre rzeczy,
jesteśmy skłonni bardziej uwierzyć, 
bo są prostsze.’’








,,I left my girl back home
I don't love her no more
And she'll never fucking know that
These fucking eyes that I'm staring at
Let me see that ass, look at all this cash
And I've emptied out my cards too
Now I'm fucking leaning on that {...}

Let me see you dance
I love to watch you dance
Take you down another level
Get you dancing with the devil
Take a shot of this
But I'm warning you
I'm on that shit that you can't smell baby
So put down your perfume

Bring your love baby, I can bring my shame
Bring the drugs baby, I can bring my pain
I got my heart right here, I got my scars right here
Bring the cups baby, I can bring the drink
Bring your body baby, I can bring you fame

That's my motherfucking words too
Just let me motherfucking love you

So tell me you love me
Only for tonight
Even though you don't love me’’


The Weeknd – Wicked Games





Gdybyśmy oboje nic nie pamiętali, nie byłoby problemu. Nie wiem, co jest gorsze, to że Ona tego nie pamięta, czy to że ja pamiętam i to nie daje mi spokoju. Wiedziałem, że jeżeli zacznę przypominać Jej dawne życie zobaczy w nim tylko ból i cierpienie. Byłem rozdarty. Miałem zadawać Jej ból raz jeszcze? Mógłbym skłamać, że jej życie było piękne, ale dlaczego miałbym tak bardzo Ją krzywdzić? Jeżeli chcę żeby przypomniała sobie mnie, musi przypomnieć sobie wszystko. Nie byłem głupi, żeby myśleć inaczej. Teraz żyła w jakimś wyimaginowanym, alternatywnym świecie. Prowadziła w miarę normalne życie o jakim marzyła, gdyby nie ten cholerny taniec na rurze. Tamtego dnia, wracając ze złomowiska tylko się jej przyglądałem. Spałem w zaparkowanym samochodzie pod jej domem, kiedy mi na to pozwoliła zamieniałem z nią parę niewiele znaczących zdań. Nasza wycieczka na plażę już się nie powtórzyła. Musiałem być czujny, mieć oczy szeroko otwarte, jeśli chcieli ją zabić i odkryją, że im się nie udało, nie zawahają się zrobić tego ponownie, uciekając się do bardziej drastycznych środków. Byłem bardzo ostrożny, przy każdym naszym spotkaniu, chociaż nie raz zdarzyło mi się bez namysłu napomknąć o czymś sprzed roku, bo pod wpływem impulsu nie brałem pod uwagę, że nasze wspomnienia nie są już wspólne. Dzieliłem je sam, podobnie jak miłość do Niej. Chciałem Ją chronić, byłem dla Niej bardzo delikatny. Gotów poświęcić własne szczęście, odpuścić i usunąć się w cień, myśląc, że to szlachetne i właściwe. Jednak są chwile w życiu człowieka, w których przestaje być szlachetny, w których jest już zbyt zmęczony udawaniem.
Po siedmiu długich dniach wszedłem szybkim krokiem do klubu. Żyrandole nieco przygaszone oświetlały salę. Na stolikach zapalone świeczki, wypełniły swoim zapachem wszystkie pomieszczenia. Cienie tańczyły na ścianach, tak jak dyktował im płonący ogień. Przy barze nikt nie stał. Oparłem się o jedną ze ścian garderoby i przysłuchiwałem się urywanym kobiecym rozmowom. Kilka minut później, złapałem Rachelle w korytarzu. Przestraszyła się mnie. Przyłożyłem wskazujący palec do jej ust, aby ją uciszyć. Kilka dziewczyn szło w kierunku sali i spojrzało na mnie z niepokojem. Mogłem się założyć, że należały do wspaniałej dwunastki.
- Znasz mnie. – zacząłem bez zbędnego przywitania. Nie chciałem zmienić zdania, znowu zaczynać się zastanawiać czy to, co robię jest właściwie.
- Znowu Ci odbija? – zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu.- Co ci się stało, czemu wyglądasz jak siedem nieszczęść?
Zaniedbywałem się. Zapominałem o jedzeniu. Spałem w samochodzie. To wszystko niewątpliwie przekładało się na mój wygląd. Nie wierzyłem właścicielowi złomowiska. Policja musiała zauważyć usterkę, nie są aż tak ślepi, żeby przegapić przerwane przewody hamulcowe. Komuś zależało na tym, żeby to zostało tajemnicą. Nie podobało mi się to, musiałem wiedzieć wszystko. Nie poprosiłem nawet Scoota by pomógł mi Ją pilnować. Uważał, że moje przypuszczenia dotyczące zamachu na jej życie są tylko domysłami i nie powinniśmy się na razie nimi martwić, bo mieliśmy gorsze problemy. W hotelu działo się źle. Scoot musiał niedługo wracać. Nie radził sobie z interesem dobrze. Nie był gotowy na taką presję. Policja zbyt często odwiedzała nasz hotel. Od roku nie wstrzymano śledztwa. Zniknięcie Rachelle było dla nich podejrzane. Zbywaliśmy ich, ale kończyły nam się pomysły. Nie łudziliśmy się nawet, że wiadomość nie rozniosła się już dalej. Rachelle była co prawda oficjalnie szefem, ale nie zdążyła przedstawić się mediom. Niestety, kolejka na kolejnego szefa hotelu Howard Company, a w tym jego ukrytej działalności z dnia na dzień stawała się coraz dłuższa. Dopóki wywiązywaliśmy się ze swoich umów i wciąż zapewnialiśmy dostawy, wszystkie plotki i podejrzenia rozchodziły się po kontach.
- Znasz mnie od dawna. – oznajmiłem odrobinę ciszej, żeby nie zwracać na siebie zbędnej uwagi.
- Justin, o czym ty do cholery mówisz? Możesz jaśniej? Zachowujesz się ostatnio bardzo dziwnie. – moja dłoń złapała jej rękę tuż nad łokciem, gładziłem ją palcami by ją uspokoić. Zrobiła się mniej spięta, a ja wręcz przeciwnie.
- Straciłaś pamięć rok temu. Wiem, że miałaś wypadek samochodowy.- westchnąłem z trudem. Nie potrafiłem opisać, jak bardzo jestem szczęśliwy, że ona stoi tu przede mną, patrzy na mnie, oddycha, a jej serce bije. Na jej twarzy wymalował się szok. Znów zesztywniała, czekając cierpliwie, aż powiem jej coś więcej.- Uderzyłaś w ciężarówkę, bo ktoś uszkodził ci hamulce. – wysapałem, czując jak ponownie drży. Przymknęła na kilka sekund oczy. Chciałem ją zwyczajnie przytulić, żeby znowu poczuła się bezpieczna. Patrzyła na mnie zagubionym wzrokiem, wyglądała w tamtej chwili jak posąg, ale wiedziałem, że w środku przeżywa piekło. Jej szok i strach poczułem niemal pod palcami. Nie wiedziałem jak udowodnić jej, że nie jestem wariatem, żeby przestała na mnie patrzeć jakbym był kimś obcym, kto tylko ją nęka i nachodzi. W tej sytuacji chyba niestety nie było innego wyjścia. Musiałem przemóc to prawdą.
- Dlaczego mi to mówisz? To ma być zabawne? – odparła słabym szeptem, patrząc mi w oczy. Widziałem, że napływają do nich łzy, ale ona wciąż stała twardo na ziemi. Nie rozpłacze się przy kimś, kogo ledwo zna. Jej twarz pokazała mi, że wyparła to wspomnienie, żeby ruszyć dalej, a ja jej to utrudniałem. Przypomniałem jej jedno z najgorszych zdarzeń w życiu, bo ja nie potrafiłem ruszyć dalej bez niej. Prawda jest taka, że jeszcze nie zdążyłem się z nim pogodzić. To wszystko przeze mnie. Przeze mnie, mogłaby umrzeć. W moim umyśle to wciąż było świeże, ten rok był pojęciem względnym. Rok, w którym uświadomiłem sobie, że jestem egoistą, który chcąc coś naprawić niszczy to, co było dobre.
- Nie, to prawda. Nie wierzysz mi, potrzebujesz dowodów? Proszę bardzo. – obróciła głowę w bok zdezorientowana tym, że czarnowłosa dziewczyna wchodziła do garderoby. Od początku miałem przeczucie, że to tylko maska. Ten pierwszy raz kiedy spojrzała mi w oczy i nie rozpoznała mnie. Nie oparłem się jej mrożącemu spojrzeniu, w którym krył się zalążek bólu. Ja również cierpiałem i Ona musiała to widzieć, chociaż może starała się nie zauważać. – Skąd wiedziałbym, że Jenny to imię, które sobie wymyśliłaś, że naprawdę nazywasz się Rachelle Roberts i masz dwadzieścia dwa lata? Wcześniej mieszkałaś w Nowym Yorku, ale tego oczywiście nie pamiętasz…- złapałem się za głowę i zmarszczyłem brwi, usiłując przypomnieć sobie coś innego. Te argumenty za bardzo do niej nie przemawiały. Poruszyła się niespokojnie, chcąc mi uciec. Zawsze z naszej dwójki to ja miałem lepszy refleks, dlatego złapałem ją za rękę i kontynuowałem głośniej. - Skąd wiedziałbym, że gdy śpisz wiercisz się na łóżku i zakrywasz się pod szyję, a potem budzisz się zziębnięta z lodowatymi stopami, bo całą noc są odkryte? – oparła się ciężko o ścianę, jakby nie mogła ustać. – Gdy się denerwujesz zawsze zaciskasz dłonie w pięści i zagryzasz wargę, tak jak teraz. – kiedy to powiedziałem, spojrzała na swoje pięści i otworzyła je.- Że wstydzisz się blizny na udzie, chociaż prawie wcale jej nie widać…- urwałem, bo zobaczyłem, jak jej oczy szeroko się otwierają, a brwi unoszą do góry, dałem jej więc kilka sekund na oswojenie się z tym, co o niej wiem - … a najbardziej irytuje Cię pieprzyk na piersi, bo uważasz, że wygląda dziwnie. – ze zdumieniem patrzyła na mnie i odruchowo chwyciła się za pierś. Pociągnęła mnie z przerażeniem do drzwi oddalonych o metr od nas w ciemny kąt na zapleczu. Nigdy nie byłem mistrzem w odczytywaniu myśli innych, ale niekoniecznie była zachwycona tym, że wiem o jej pieprzyku.
- Kontynuuj…- poprosiła zaintrygowana, marszcząc w szoku brwi.
- Najbardziej lubisz espresso. Nie możesz mieszać whisky z piwem cytrynowym, bo zawsze cie po nim mdli jak po zapachu choinki w samochodzie. – na te słowa tylko przewróciła oczami. – Nie potrafisz dobrze pływać i boisz się węży. Masz koszmary jak przed snem zjesz czekoladę.– powiedziałem na jednym wydechu, podnosząc jej rękę otuloną długim rękawem jej czerwonej jak wino, przylegającej do ciała, prostej sukienki do połowy ud. Zawieszona na nadgarstku złota bransoletka zabrzęczała...- Kiedy byłaś mała straciłaś ojca, zawsze masz przy sobie ten wisiorek z serduszkiem, który od niego dostałaś w swoje urodziny…- urwałem, rozkładając dwie zawieszki na palcach, żeby się im przyjrzeć, po czym odwróciłem wzrok, nie mogąc się powstrzymać przed szybkim zerknięciem na jej spierzchnięte od zagryzania usta. Przybliżyłem się do niej, brakowało kilka centymetrów, a moje usta zwilżyłyby jej.-  boisz się, że go zgubisz, więc nosisz go na ręce jak bransoletkę, bo jest na ciebie za mały. – wróciłem spojrzeniem do jej oczu, które były już bardzo szkliste,wypełnione słonymi łzami. Moje również. – Pamiętasz skąd masz ten kluczyk, obok niego? – zapytałem słabym głosem, odrobinę zachrypniętym i drżącym, na co ona pokręciła przecząco głową, zakrywając rozpalone policzki dłonią. Wciąż patrzyła mi w oczy.- Dostałaś go ode mnie. Teraz rozumiesz, dlaczego Cię tak nachodzę? – Nie mogłem się powstrzymać, musiałem zetrzeć delikatnie łzę z jej prawego policzka, zanim opadła na jej wskazujący palec. Położyła obie dłonie na mojej klatce piersiowej, chcąc się podeprzeć. Najwyraźniej zrobiło jej się słabo.
- Nie gniewaj się. Widzę, że nie kłamiesz, ale nie mogę w to uwierzyć. – odparła po długim milczeniu. Wcisnąłem do jej drżącej dłoni nasze wspólne zdjęcie z Paryża, na których staliśmy uśmiechnięci obok siebie z widniejącą w tle wieżą Eiffla. Nie mogła mi nie uwierzyć. Spojrzała na mnie, porównując chłopaka ze zdjęcia. Niewątpliwie byłem to ja.
- A teraz? – Ledwo utrzymała zdjęcie w drżących palcach, jakby było czymś ciężkim a nie skrawkiem lekkiego, śliskiego papieru.
- A ty, kim dla mnie jesteś? – załkała z bezsilności. Nie potrafiła znaleźć tego wspomnienia w swojej pamięci. Wiedziałem, że to ją boli. To straszne, że tyle wspomnień z jej życia wyleciało z jej głowy, pozostawiając po sobie pustkę. Jak odpowiedzieć jej na pytanie kim jestem, żeby znowu się nie wystraszyła?
Odwróciłem od niej wzrok, przełknąłem gorzką ślinę i znowu spojrzałem w błyszczący, zgaszony brąz jej oczu. Nigdy na nią nie zasługiwałem.
- Kimś, komu na tobie zależy. – ująłem jej ciepły policzek, chcąc jej dodać otuchy. – Przyjacielem. – wydusiłem próbując zabrzmieć jak najbardziej szczerze, czując ukłucie w sercu. Naprawdę mówisz jej to po tym, jak za pierwszym razem pakowałeś dłoń w jej majtki? Na pewno Ci uwierzy. A jednak, to właśnie zrobiła. Nie załapała nawet, że to o niej mówiłem tamtego wieczoru na plaży. To Ona była przyjaciółką, której obiecywałem, że zawsze będę ją kochał, nawet jeśli mnie nienawidzi.- Chcę pomóc ci odzyskać twoje wspomnienia, jeśli mi pozwolisz.
- Daj mi chwilę, najpierw muszę się czegoś napić.- szepnęła, zaciskając usta w cienką linię. Kiwnąłem głową, że zrozumiałem. Nie chciałem jej zostawiać tak roztrzęsionej. Wiedziałem, że nie było jej łatwo. Minęła mnie, pozostawiając w pomieszczeniu tylko zapach jej słodkich perfum. Ona musi sobie przypomnieć wszystko, łącznie z tym jak bardzo ją zraniłem odchodząc. Byłem zrozpaczony, naprawdę miałem nadzieję, że powie coś w rodzaju ,,nie byłeś tylko przyjacielem’’, że ten błysk w jej oku, spowodowany gorzkimi łzami oznacza, że przypomniała sobie mnie, że wie o czym mówię. Jednak to tylko głupia nadzieja, życzenie, a życzenia jak wiadomo nie zawsze się spełniają. Wróciłbym, na pewno nie zostawiłbym jej, ale teraz było za późno by to udowodnić.


*****

Wsiadła do mojego samochodu z butelką wina w ręce. Spojrzałem na nią karcąco. Gdyby nie to, że przy pierwszym spotkaniu wiedziałem kim jest,  pomyślałbym, że to ja sprowadziłem ją na złą drogę. Ukradła alkohol! Kobieta, która zawsze, kiedy nadarzyła się okazja mnie moralizowała…
- No co? Moja współlokatorka cały czas podbiera coś z baru i nigdy jej się za to nie dostaje, a to jest poważny przypadek i bardzo poważna potrzeba. – pokręciłem tylko głową z politowaniem i ruszyłem samochodem w stronę mojego apartamentu, skręcając kierownicą by zjechać z krawężnika. – Nie powinnam przy tobie płakać.- mruknęła zażenowana i usłyszałem jak otwiera wino. Nie była w stanie czekać, aż będziemy na miejscu.
- Nie krępuj się, możesz płakać i pić wino, ale postaraj się niczego nie pobrudzić. – zażartowałem i uśmiechnąłem się do niej ciepło. Spojrzała na mnie groźnie, ale jej kąciki ust lekko uniosły się do góry, niestety tylko przez niecałe trzy sekundy.
- Może byliśmy przyjaciółmi, ale z mojej perspektywy nadal jesteś facetem, którego dopiero poznałam. Wiesz o mnie więcej niż ja o sobie samej, to nie jest w porządku.- dostawała słowotoku, oderwałem dłoń od kierownicy i chwyciłem jej rozedrganą i lodowatą.
- Spokojnie, chcę ci pomóc. – spojrzałem w jej oczy, na co ona spuściła wzrok na swoje czarne szpilki. W ciszy dojechaliśmy na miejsce. Pomogłem jej wysiąść z samochodu i podprowadziłem ją uprzejmie do windy. Nie była jeszcze pijana, ale wolałem dmuchać na zimne. Można też przypuścić, że po prostu bezczelnie wykorzystywałem każdy pretekst, żeby ją dotknąć.
- Wiesz kto uszkodził hamulce? – spytała nieśmiało, przekraczając próg mojego przedpokoju. Nie odpowiedziałem jej od razu na to pytanie, bo musiałem  napisać do Scoota, żeby dzisiaj znalazł sobie inne miejsce do imprezowania. Wilson był oburzony, ale jakoś to przełknął, kiedy dowiedział się, że jestem z Nią. Później dostałem serię wiadomości, w których niewątpliwie pijany życzył mi powodzenia z Roberts, ale odczytałem ją dopiero następnego dnia. Wieczorem skupiłem się na Niej. Nareszcie była tutaj ze mną, przy mnie. Tam, gdzie było jej miejsce. Zdjąłem jej szal i powiesiłem na wieszaku.
- Nie wiem kto to zrobił, ale dojdę do tego. – zapewniłem, podając jej czysty kieliszek chociaż wiedziałem, że za bardzo go nie potrzebuje. Butelka była do połowy pusta.
- Brzmi groźnie. Masz jakieś wpływy w policji? – zapytała ironicznie się śmiejąc. Nalała sobie wina do kieliszka.
- Nie do końca, ale powiedzmy, że mam dużo znajomych. Jakie wino? – spytałem, kiwając głową na butelkę, którą ściskała w ręce.
- Kalifornijskie, słodkie, mocno owocowe. – oblizała usta, delektując się smakiem napoju, przejeżdżając palcami po błyszczącym szkle kieliszka.
- Twoje ulubione. – uśmiechnąłem się sam do siebie i usiadłem na kanapie. To naprawdę wspaniałe, że pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają. 
- Kolejna rzecz do zapisania na liście rzeczy, o których nigdy ci nie powiedziałam, a które o mnie wiesz.- w odpowiedzi tylko chrząknąłem. Postawiła butelkę na stoliku przed kanapą i usiadła obok mnie z zaciekawieniem mi się przyglądając.- W porządku, to na początek powiedz mi jak się poznaliśmy. – podparła się łokciem o oparcie kanapy, palcami przeczesując włosy. Westchnąłem i zacząłem mówić powoli, włączając pilotem kominek elektryczny i wbiłem w niego swoje spojrzenie.
- Rozmawialiśmy w klubie, ale na początku nie bardzo się lubiliśmy. Nie znosiłaś mnie, ale śmiałaś się z moich żartów. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, omijając szczegóły. To nie tak, że nie chciałem jej o nich powiedzieć, ale czułem że nie jest na to gotowa. Nie dzisiaj, nie teraz. Wstałem z kanapy, czując jej wzrok na sobie i zbliżyłem się do barku, w którym trzymałem mocną whisky.
- Więc jak doszło do tego, że nagle stałeś się moim przyjacielem? – jej rozbawiony i zaciekawiony głos wzbudzał we mnie przyjemne dreszcze.
- Cóż w pewnych sprawach zawsze się dogadywaliśmy. – odparłem, kucając przed barkiem i wybrałem wspomnianą już whisky. Otworzyłem ją i spytałem czy nie ma na nią ochoty. Pokiwała przecząco głową. Postanowiłem zachować dla siebie to, że pewne sprawy to tak naprawdę dobry seks i to od niego się zaczęło.- Myślę, że dobrze się rozumieliśmy. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu i cóż, można powiedzieć, że byliśmy na siebie skazani.
- Skazani? Chwila, chcesz mi powiedzieć, że siedzieliśmy razem w więzieniu? To przecież niemożliwe.
- Nie, to tylko przenośnia. – rozbawiło mnie jej zakłopotanie. Opadłem z powrotem na kanapę, nie mogłem przestać się uśmiechać.– Trudno to wytłumaczyć.
- Dlaczego jesteś taki tajemniczy? – pochyliła się ku mnie, badając mój wyraz twarzy. Nie znała mnie, nie wiedziała, że tak łatwo nie uda jej się mnie złamać. Kosmyk włosów zasłonił jej jedno oko, więc odgarnąłem go za ucho.
- Mógłbym opowiedzieć ci wszystko, co wiem, ale ile z tego zapamiętasz? Zacznijmy metodą małych kroczków. – poprosiłem, upijając kilka łyków whisky. Nie mogłem być od niej gorszy. Musiałem ją dogonić. Zacząłem odpowiadać jej na kolejne pytania, tracąc poczucie czasu. Rozmawialiśmy do późna. Nie wiem jak zrezygnowaliśmy z siedzenia na kanapie. Pijani tarzaliśmy się po podłodze ze śmiechu, na miękkim, puszystym dywanie. Opowiadałem jej nasze wspólne wspomnienia, pomijając te złe, nienormalne wątki. Była w takim stanie, że każde moje zdanie ją bawiło.
- Cały czas tylko powtarzałaś jak bardzo cię irytuję. Kiedy trafiliśmy do lasu, nazwałaś mnie świnią… – bełkotałem pijany, a ona wciąż się śmiała, skarżąc się na ból brzucha.
- Stoczyłeś walkę z wilkiem żeby nas uratować? – spytała w szoku, przeturlała się na dywanie by być bliżej mnie. 
-To nie byle jaki wilk.- wstałem i rozejrzałem się po salonie próbując wśród gąszczu opustoszonych butelek po piwie, odnaleźć moją whisky.
- Nienawidzę robactwa. – podparła się kanapy sapiąc, aby wstać i ponownie na niej usiąść. Po ataku śmiechu zaczerpnęła głębszy oddech.
- Wiem. – mruknąłem rozbawiony, idąc z powrotem do kanapy, aby usiąść obok niej. Wypiłem kilka kolejnych łyków, patrząc na nią. Byłem zakochany w sposobie w jaki się śmiała. Nagle spoważniała. Zmieniła muzykę na bardziej powolną i monotonną. W apartamencie zrobiło się jakoś cieplej, przytulniej, od kiedy do niego weszła. Niespodziewanie usiadła mi na kolanach i objęła moją szyję. Natychmiast złapałem ją w talii, odkładając na ślepo szklankę z whisky na szklany stolik. Materiał sukienki pomarszczył się na jej plecach wokół moich palców. Wpatrywałem się w jej twarz. Promieniała. Tak bardzo za nią tęskniłem. Za jej zapachem, dotykiem, oddechem przy mojej szyi. Alkohol sprawił, że wydawało mi się, że wszystko jest tak jak było, a ona cóż, nie patrzyła na mnie z lękiem tak jak wcześniej. Wydawała się być szczęśliwa.
Powiedz mi, po co ta cała zabawa z przypominaniem? Czego ty chcesz? – jej dłoń obejmowała mój policzek. W tamtej chwili byliśmy równi sobie. Jej podbródek na wysokości mojego, nos przy nosie, oko w oko, czoło przy czole i usta, których tak bardzo mi żałowała. Czułem na twarzy jej ciepły oddech z wonią aromatu owocowego wina. Jej długie rzęsy padały cieniem na dolne powieki. Była po prostu piękna.
- Ciebie. – wyszeptałem, a po jej ciele przebiegły dreszcze. Trąciłem niespiesznie swoją wargą jej usta.- Co z twoją zasadą?
- Płacisz mi? To chrzanić ją. – jej rozpalone usta zaczęły napierać na moje. Smakowały zabójczą mieszanką whisky, owocowego słodkiego wina i piwa. Wpadłem w trans, moje obie dłonie zaciskały się łapczywie na jej ciele.
Dawno nie czułem się tak dobrze. Rozgrzane ciało wiło się na moich kolanach. Poczułem kropelki potu na skroniach, może to po części wina alkoholu, ale ja wierzyłem, że nie tylko.
Wiedziałem, że całuję tę prawdziwą Rachelle Roberts. Mimo to, miałem wrażenie, że jest ona bardziej odważna i pewniejsza siebie. Nie została dotknięta tymi wszystkimi krzywdami, których doznała,  bo o nich, tak jak o mnie, nie pamięta.
- Nie pamiętasz mnie. – całus i zdecydowane pchnięcie na oparcie kanapy.
- Masz rację, nie pamiętam Cię.- zassała dolną wargę i rozpięła pasek moich spodni. Byłem uwięziony w rozkoszy. Uwielbiałem, kiedy ona przejmowała inicjatywę.
- Nie wiesz, kim jestem.- wyjąkałem, otwierając usta w szoku, kiedy opuszki jej palców zjechały po rozporku. Wiele razy myślałem o niej ze mną w takiej chwili, ale żadne z wyobrażeń i koszmarów sennych nie podołało rzeczywistości. Dzięki Bogu, zastopowała ocieranie się o mnie i zaczęła rozpinać guziki mojej koszuli, bo za chwile bym się przed nią skompromitował, zbyt długo tego nie robiłem. Byłem wrażliwy na każdą najmniejszą, najdelikatniejszą pieszczotę. Nie potrafiłem się kontrolować tak dobrze, jak wtedy, kiedy mieliśmy treningi praktycznie codziennie. 
- Opowiedz mi. – jej proszący ton głosu wyrwał mnie z błogiego otępienia. Ostygłem. Od czego by tu zacząć? Morderca, drań z podwójnym życiem, świadek koronny, twój prawie narzeczony… Przecież ona albo mnie zabije, albo ucieknie z płaczem, w najlepszym wypadku dostanie zawału.
- Wkrótce sobie przypomnisz. – szepnąłem jej do ucha i zostawiłem na nim pocałunek, na co skuliła się, szeroko uśmiechając. Chwyciłem ją dłońmi pod uda i uniosłem do góry, wstając z kanapy. Westchnęła mi w usta, całując je zachłanniej. Zrzucając buty ze stóp jedna ze szpilek otarła się o mój pośladek na co mruknąłem zaskoczony w jej usta. Lewą dłoń zsunąłem pod jej pupę, gładząc ją czule, a drugą zatrzymałem na jej szyi. Z trudem trzymałem się na dwóch nogach, ale w końcu zatrzymałem się przy ścianie, aby odzyskać równowagę i oparłem ją o nią plecami, wzmacniając nasze namiętne pocałunki. Po krótkiej przerwie dostaliśmy się do mojej sypialni. Rzuciłem ją na moje łóżko. Zaczęła się śmiać i głaskać mnie po głowie. Wyglądała na zakochaną. Przesunąłem dłonie wzdłuż jej ud, wsuwając je pod jej sukienkę. Moje palce zaczęły zsuwać jej majtki i wtedy naprawdę oprzytomniałem. Dla niej to był tylko seks, dla mnie to był aż seks. Usiadłem na rogu łóżka, zostawiając ją. Ukryłem twarz w dłoniach.
- Co się stało? Jak chcesz to ja mogę być facetem, a ty udawaj cnotkę. – poczułem jak masuje mi na nowo spięte plecy.
- Nie, nie o to chodzi.- warknąłem rozgoryczony, bojąc się na nią spojrzeć, żeby jej nie ulec. Odsunąłem się od jej rąk.
- Daj spokój, wiem czego chcesz. – Hmm… żebyś wszystko sobie przypomniała, tak to byłoby genialne. Ostatnim razem widziałem ją tak pijaną w Black Dope, kiedy powiedziałem jej, że nigdy nie powinniśmy być razem. Zaraz po tym po raz pierwszy odpuściliśmy sobie trening. Rachelle próbowała pogodzić się z tym, że Gorgina jest moją uczennicą. Tamtej nocy kiedy musiałem ją zdradzić, czułem się najpodlej w swoim życiu. Teraz nie potrafiłem jej wykorzystać, zależało mi na niej, nie była każdą.
- Naprawdę? – zapytałem ironicznie i wstałem z łóżka, patrząc na nią z góry. Rozczochrana, z rozmazaną szminką na ustach, w czerwonej sukience i zsuniętymi czarnymi koronkowymi majtkami, lekko zagubiona i pijana, błagającym wzrokiem prosiła mnie, bym pozwolił jej skończyć to, co zaczęliśmy. Nienawidzę siebie.
- Daj spokój, nie jestem święta. –  spojrzałem na nią zdekoncentrowany. Przez chwilę miałem nadzieję, że ona wszystko sobie przypomniała i wciąż nie mogłem zaakceptować myśli, że ona czegoś nie pamięta. Mój pijany umysł po prostu tego nie przyjmował. Nasze drugie spotkanie, kiedy zachęciła mnie bym to sprawdził. Jednak to był tylko głupi przypadek, zbitka podobnych słów, to ja chciałem widzieć w tym coś więcej. -  Rozumiem. Ja to mam pecha. Nie wiesz, że nie można leczyć złamanego serca alkoholem? Sam sobie to zrobiłeś. – prychnęła wściekła, zsuwając się z mojego łóżka i ubierając majtki. Uraziłem ją. Czułem się cholernie źle, ale chciałem dobrze. Nie mogłem jej tego wytłumaczyć, nie zrozumiałaby.
- Skąd ty to wiesz? – spytałem zaskoczony tym, że wyciąga takie wnioski.
- Wyglądasz na takiego, który lubi kłopoty. – stanęła ze mną twarzą w twarz. Twarz, która jak zwykle, kiedy była trzeźwa wyrażała pogardę.
- Nie zrobię tobie tego, obiecałem, że zaczniemy od nowa inaczej. Nie będę tobą manipulował. – oznajmiłem szczerze, obejmując dłońmi jej łokcie.
- Jesteś pierwszym facetem, który mnie odrzucił. – wyłkała z drżącymi ustami.
- Nie odrzucam cię. Nigdy. – zapewniłem, całując ją opiekuńczo w czoło.
- Chłopie, inni na twoim miejscu wykorzystaliby każdą. Za mało wypiłeś? – mamrotała nadal niezadowolona. To było dla niej nienormalne.
- Ale ty nie jesteś każdą, jesteś jedyną. – wykrztusiłem, patrząc na jej lekko zaczerwienione oczy. 
- Jesteś słodkim kłamcą, Jay. – powiedziała i zwyczajnie mnie przytuliła. Ziewnęła i nie odezwała się ani jednym słowem. Chwiejąc się, rzuciła się na moje łóżko w ubraniach i przytuliła rozpalone policzki do mojej białej poduszki. – Ładnie pachnie.- wysapała sennie, ziewnęła jeszcze raz i zamknęła oczy. Przykryłem ją ciepłym kocem. Monotonna piosenka wciąż grała w salonie, usypiając ją.

                                                                         

Jenny, słodka Jenny
jej usta są jak miód,
serce ma jak lód.
Jenny, słodka, krucha Jenny
przez sekundę miałem ją w ramionach
by uciekła tak po prostu.
Co noc taka samotna…
Jenny,  moja słodka Jenny,
zostawiła tylko dotyk swoich ust
żadnego śladu, nie zobaczę jej znów…



Ranek był dosyć chaotyczny. Całą noc spałem na podłodze. Słońce przebijało przez granatowe zasłony, oślepiając mnie. Od momentu, w którym ją obudziłem, już byłem pewien, że Rachelle nic nie pamięta z wczorajszego wieczoru. Na pewno nie pamięta tego, co chciałbym, żeby zapamiętała, jak na przykład to, że się całowaliśmy. Może tylko udawała, by o tym nie rozmawiać.
- Ja mam chłopaka! – krzyknęła zrozpaczona, miętoląc w rękach moją kołdrę.
- Wcześniej też miałaś. – mruknąłem pod nosem rozkapryszony.
- Co powiedziałeś? – warknęła na mnie, spoglądając zabójczym wzrokiem.
- Nic, zupełnie nic. – prychnąłem, szukając w szufladzie czystych bokserek.
– Głowa mi pęka. – powiedziała nieco słabszym i łagodniejszym tonem, siadając na łóżku. Dłonią złapała się za czoło, marszcząc brwi z bólu.
- Weź to, powinno pomóc.- uśmiechnąłem się smutno, podając jej szklankę wody z cytryną i tabletkę.
- Dziękuję.- powiedziała, połykając tabletkę i wypijając szklankę do połowy. – Czy my…- odkryła z lękiem kołdrę, wyraźnie czując ulgę, kiedy zauważyła, że ma na sobie majtki.
- Nie, nie spaliśmy ze sobą.- powiedziałem zmuszając się do naturalnego tonu głosu i uśmiechnąłem się znowu nieszczerze. W środku nocy, wymamrotała niewyraźnie bym pomógł zdjąć jej stanik i sukienkę. 
- To dobrze, tak sądzę. – uniosła jedną brew do góry i przechyliła głowę w bok, zerkając na mnie, czy się z nią zgadzam, aby potem wypić resztę wody pozostałej w szklance. Otuliła się ciaśniej kołdrą, przytrzymując ją ramionami, wystawiając tylko na widok nagie obojczyki i szyję. Stwierdziłem, że kłamcy i pijacy to ta sama kategoria ludzi. Kiedy już zaczną, nie mogą przestać, a nawet jeśli spróbują to bardzo łatwo to spieprzyć. - To nie powinno się zdarzyć, byłam pijana, przepraszam. – Boże ona naprawdę nie wie co mówi. Wiem, kiedy jest pijana na tyle by nie wiedzieć co robi, a to, co nakłoniło ją do pójścia ze mną do łóżka z pewnością nie było alkoholem. To byłby czysty seks z miłości i pożądania. Wiedziałem, że jak najszybciej pragnie wyjść z mojego apartamentu. Kiedy już ubrała się i poczuła się lepiej, pomogłem założyć na ramię torebkę i podprowadziłem ją do windy milcząc.
- Proszę, daj mi czas. – usłyszałem, za plecami kiedy wzywałem windę. - Muszę poukładać sobie w głowie, to co od ciebie usłyszałam. Przemyśleć to na spokojnie. Dziękuję za twoją pomoc. Odezwę się. – mruknęła nie patrząc mi w oczy. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale nagle drzwi windy otworzyły się, a przed nami stanął Wilson.
- Cześć Scoot.- burknąłem w jego stronę, drapiąc się po karku. Zerknął zszokowany na Rachelle.
- Cześć. – przywitała się obojętnie, zerkając na niego nieśmiało i weszła do windy zawstydzona. Nie rozpoznała go. Normalnie rzuciłaby mu się na szyję, jakby był jej starszym bratem. Obdarzyła mnie ostatnim, krótkim spojrzeniem i wcisnęła przycisk z jajowatym zero na panelu.
- O kurwa, miałeś rację. – wymamrotał Wilson otępiały, od razu po tym jak zamknęły się za nią drzwi. Nareszcie wiedział jak się czuję.
- Teraz to nie jest tak zabawne, co? – zironizowałem zgorzkniały. Ostatnio wszystko co robiłem wydawało mi się bezsensowne. Wiem, że oczekiwania się nie spełniają, ale miałem już dosyć. Byłem zmęczony tym, że życie robi ze mnie idiotę, chociaż ja zapoczątkowałem tą spiralę.
- Czyli przypominanie jej nic nie pomogło? – spytał spokojnie, przyglądając się mi.
- A jak Ci się wydaje? – spytałem złośliwym tonem głosu. - Dlaczego ona mnie kurwa nie pamięta! Leżała w moim łóżku prawie nagusieńka, a ja nie mogłem jej nawet dotknąć! – zacisnąłem zęby, niewyobrażalnie na siebie wściekły. Miałem dosyć tego gówna. Ile razy będę musiał pokutować za jedną fatalnie podjętą, złą decyzję?
- Stary, powinieneś to jakoś odreagować, bo jesteś nie do wytrzymania.- zwrócił mi uwagę surowym tonem. Wyżywałem się na nim, to prawda. Był jedyną osobą, która wiedziała o wszystkim, nie musiałem mu nic tłumaczyć. Zignorował mnie, siadając na kanapie i włączając konsolę.
- Nie mam z kim. – powiedziałem ponuro. Nie było tajemnicą, że alkohol już nie działa. Rachelle miała rację, nie powinienem leczyć nim złamanego serca. Musiałem znaleźć inny sposób żeby się rozluźnić.
- Idź do burdelu, poczujesz się lepiej. – wzruszył ramionami, nie odrywając wzroku od gry. Mój najlepszy przyjaciel.
Nie zdradzę Rachelle! – podniosłem ton głosu, przez co wreszcie obdarzył mnie swoim spojrzeniem.
- Teoretycznie nie jesteście razem. Ona myśli, że ma na imię Jenny i w ogóle Cię nie pamięta. – oznajmił, machając rękoma. Czy ja zrobiłem się za bardzo przewrażliwiony? Nie rozumiałem jego zachowania, jak to mogło tak po nim spływać. Jego przyjaciółka potraktowała go jak obcą osobę! Potem rozgryzłem to. On tylko udawał, że się tym nie przejmuje. Któryś z nas musiał być silniejszy. Zachowywał się jakby wszystko było w porządku. Robił te wszystkie rzeczy, które robiłby normalnie, bo inni ludzie, jeśli stracą kogoś, właśnie tak postępują. Trzeba żyć dalej. Rok temu też tak zaczynałem, ale dotarło do mnie, że niczym nie wypełnię tej pustki po Niej. Nigdy nie przyznałem przed samym sobą, że czegoś się pozbawiłem, że do Niej nie wrócę.
- Jeszcze mi o tym przypominaj, Scoot. Jeśli będę z kimś uprawiać seks, to będzie to Ona. Czekałem na nią cały rok. Wytrzymam jeszcze trochę.
- Brzmi jak nieokreślony celibat. Uważaj, bo faktycznie zaraz zaczniesz być świętym. To do ciebie nie podobne.- powtarzał w szoku, patrząc na mnie jak na obłąkanego.
- Ona ma chłopaka! – syknąłem jakby do siebie, uderzając ręką w kuchenny stół. Myślałem, że Scoot już odpłynął i nie zwraca na mnie uwagi. Jednak odezwał się nieproszony.
- To jest chyba twój najmniejszy problem. Nie przejmuj się tym, w końcu tej nocy była z Tobą. – mówił do mnie, ze wzrokiem utkwionym w telewizor, na którym ładowała się jedna z jego ulubionych gier. Zamiast przewracać ze złości apartament do góry nogami zabrałem swoją sportową torbę i wyszedłem poćwiczyć na siłowni.


*****


Skoro Rachelle nie rozpoznała Scoota, musiałem spróbować czegoś innego. Najlepiej zapamiętujemy informacje, które łączą się z emocjami. Może Rachelle nie pamiętała mnie dlatego, że jej organizm bronił się przed bólem. Emocje, które były przeznaczone dla mnie nie były jednoznaczne, czasem sobie przeczyły. Na początku nienawidziła mnie, ale potem przecież zakochała się we mnie. Była jeszcze jedna osoba, która mogłaby nią potrząsnąć. Monique. Łatwiej było znaleźć ją niż Roberts. Wykradłem adres z laptopa Scoota, wpisałem go w GPS i pojechałem. Małe miasto, dużo kurzu, brudu i smród. Śmieci były porozrzucane na ulicy, ponieważ kosze na śmieci były pełne. Rak płuc musiał być tutaj powszechną chorobą. Małe budynki, które kiedyś brano za sklepy, zabito dechami i gwoździami. Wjechałem w aleję starych kamienic ozdobionych graffiti. Zaparkowałem przed wejściem i zamknąłem drzwi, rozglądając po okolicy. Grupy nudzących się gówniarzy paliło papierosy i piło, opierając się o mury kamienic. Patrzyli na mnie podejrzanie, zazdroszcząc mi mojego samochodu. Przeszedłem do otwartych drzwi jednej z kamienic po chodniku posypanym sporą ilością piachu. Na klatce schodowej wypisane były wyzwiska i groźby. Monique mieszkała w okropnych warunkach. Przy drzwiach z numerem pięć i napisem ,,Tu mieszka puszczalska suka’’ spał jakiś bezpański, wychudzony kundel, ale słysząc moje kroki szybko uciekł na wyższe piętro. Zapukałem do drzwi, bo dzwonek został wyrwany. W szparze, którą ograniczał łańcuch, ujrzałem blond włosy. Dziewczyna chciała zamknąć mi drzwi przed nosem, ale szybko wsunąłem w próg swoją stopę, aby jej to uniemożliwić. Westchnęła z politowaniem i odhaczyła łańcuch z zawiasów. Wszedłem do mieszkania, które było dla mnie sporym zaskoczeniem. Nie wyglądało tak ponuro jak myślałem, że będzie po tym, co mijałem po drodze. Gdyby nie mała ilość światła, kurz i dym papierosowy, dostający się przez okno wyglądałoby całkiem w porządku.
- Niezłe gniazdko. – odparłem na przywitanie.
- Nie każdy żyje z cudzych pieniędzy. – syknęła niezadowolona, że ją nachodzę. Parzyła jakieś ziółka, czajnik właśnie zagwizdał z zagotowaną wodą. Miałem coś jej odpowiedzieć, kiedy nagle na podwórku usłyszałem czyjś pijacki śpiew i granie na gitarze. Panna Howard jak burza podbiegła do otwartego okna, odsłaniając zszarzałą już białą zasłonę, prawie jej przy tym nie urywając.– Wynocha spod mojego okna, bo zaraz wsadzę ten twój tępy łeb w tą gitarę i skończy się to wycie! – wykrzyknęła wychylając się za okno i trzasnęła nim, kiedy je zamknęła.
- Wiesz, że od roku nie pojawiła się w hotelu? Możesz wrócić twój pokój zawsze na Ciebie czeka. Ta okolica wygląda na ciekawą, ale pewnie chciałabyś trochę spokoju. – zaproponowałem, przyglądając się mosiężnej figurce słonia z podniesioną trąbą, leżącego na jednej z półek sosnowego segmentu.
- Justin, nie przyszedłeś tu z troski o mnie. Do rzeczy.- usiadła, ze swoimi ziółkami na kanapie przykrytej czterema włochatymi kocami w różnych kolorach.
- Musisz pomóc mi ją odzyskać. – chrząknąłem, bo zaschło mi w gardle. Patrzyłem na nią błagalnym wzrokiem.
- Nie zrobię tego. – pokręciła głową, biorąc łyk ziółek. Podszedłem do Monique i uklęknąłem przy niej, kładąc dłoń na jej kolanie.
- Tylko ty możesz to zrobić, byłyście blisko. Kochała Cię, a ty kochałaś ją. Jak Cię zobaczy może wszystko sobie przypomni… - namawiałem ją. Wiedziałem już, że nie poradzę sobie z tym sam. Potrzebowałem pomocy.
- To już przeszłość, nie łączy mnie z nią nic odkąd zabiła Howarda. – złożyła ręce na piersi, odwracając ode mnie obrażona głowę.
- On był zimnym draniem! Musiała to zrobić, inaczej on by ją zabił.- chwyciłem ją za ręce. Nie poddam się tak łatwo. Monique znała prawdę, wiedziała że mam rację, mimo to była bardzo uparta i nieustępliwa.
- Wiesz, żałuje że namawiałam ją do tego by z tobą była. Gdyby nie ty on żyłby dalej, a ona byłaby z nim. Niestety ty musiałeś to zepsuć. – mówiła z głębokim żalem, w jej oczach pojawiły się łzy.
- Monique, wiesz że tak jest lepiej. – odparłem kojącym tonem. Zaczęła się trząść, więc pozwoliłem jej chwilę pomilczeć.
- Uważasz, że skoro nic nie przypomniała sobie, gdy zobaczyła ciebie, to może rozpozna mnie? – spytała, spoglądając na mnie z powątpiewaniem, wycierając łzy z policzków rękoma. Jej usta zamieniły się w smutną podkówkę.
- Znałyście się długo wcześniej. Błagam, spróbuj. Chcę ją odzyskać. – szepnąłem z bezsilności, przecież nie prosiłbym ją o to, gdyby istniało jakieś inne wyjście. To, co jej zrobiliśmy było nie do wybaczenia, cierpiała przez nas. W każdej walce są ofiary, niestety padło na osobę, która była jej bliska, ale każdy z nas odczuwał tego konsekwencje. Rachelle nie chciała zostawiać jej z tym samej, to Monique zdecydowała się, żeby nas opuścić. Może gdyby nie unosiła się dumą, powstrzymałaby Rachelle przed wyjazdem do Los Angeles, a do wypadku by nie doszło. Niestety, stało się tak jak miało się stać i nie mogliśmy nic z tym zrobić.
- Okej, spotkam się z nią, ale jeśli za pierwszym razem się nie uda, nie pomogę Ci w tym więcej. – powiedziała zdecydowanie i wstała z kanapy. Uśmiechnąłem się zwycięsko.
- Proszę, twoje lodowate serce trochę stopniało.- klasnąłem w ręce zadowolony.-  Nie zostawisz jej, gdy przypomni sobie kim jesteś. – mówiłem przekonany, o tym, że mam rację, wprawiając ją w zakłopotanie.-  Nie możesz o tym zapomnieć i po prostu wybaczyć? – zapytałem zanim zdążyłem to przemyśleć.
- Zapomnieć o tym, że zabiła człowieka, który był moim bratem przez tyle lat?! – warknęła oburzona, na co zapobiegawczo począłem cofać się do wyjścia. - Nie. – odpowiedziała sobie samej. - Zamknij się i wyjdź, bo się rozmyśle! – zagroziła z jadem w głosie. Tak więc zrobiłem. Wychodząc na ulicę, nie mogłem nie zauważyć, że maska i przednie drzwi mojego samochodu były porysowane. Gdy tylko pojawiłem się w drzwiach kamienicy, krzyki i śmiechy osób stojących przed nią ucichły. Od razu zerknąłem na jednego napakowanego, czarnoskórego mężczyznę z wytatuowanymi ramionami, uśmiechającego się kpiąco i zaciągającego się papierosem. Przepchnąłem się przez grupkę jego kolegów, chichoczących i patrzących na niego z uznaniem. Z zaskoczenia, nic nie mówiąc zadałem mu lewy sierpowy, potrząsnąłem ręką,ponieważ jego szczęka nie była tak miękka jakbym chciał, obracając się na pięcie wsiadłem do mojego samochodu i z piskiem opon ruszyłem do LA, żeby zdążyć na występ Harvey’s Girls. Miały na sobie czarne szpilki, przylegające do ciała spodnie i czarne żakiety z dużym dekoltem odkrywające kawałek ponętnych piersi. Włosy schowane w czarne kapelusze sprawiały, że wydawało mi się, że oprócz wzrostu i postury ciała nic je nie różni. Dwanaście niezawodnie pięknych, tajemniczych twarzy. Usta podkreślone wściekłą czerwienią pomadki niczym znak stop, ostrzegały by zanadto się nie zbliząć. Tańczyły w rytm klasyku jednego z twórców R&B, Hit The Road Jack Raya Charles'a. Zaczęły występ siedząc na dębowej, z lawendowym obiciem kanapie. Połowa siedziała na niej w różnych pozycjach, jedne niechlujnie w rozkroku, podpierając głowę ręką, drugie z założoną nogą na nogę. Uderzały wraz z perkusją w dębową część mebla, albo tupały stopami. Druga połowa, w liczbie sześciu opierała się o kanapę, uwydatniając swoje odkryte piersi z wyzywającymi wyrazami twarzy. Wszystkie dwanaście par oczu patrzyły na widownie. Podłe kobiety wstały leniwie z kanap, zaczynając przechadzać się po całej scenie zmysłowym żołnierskim marszem w idealnej synchronizacji. Groziły wskazującym palcem mężczyznom na widowni, od których ani na chwilę nie odrywały wzroku. Kręciły zmysłowo biodrami, uśmiechając się złośliwie. Po sali rozpanoszył się czyiś ironiczny, duszący śmiech. W końcu, kusząc coraz bezczelniej, dziewczyny zerwały z siebie garnitury, odkrywając czarne body z cekinami i frędzlami. Ich biodra trzęsły się jak przy salsie. Przebierały szybko nogami, wystukiwały obcasami idealny rytm piosenki wraz z perkusją. Kiedy grała partia trąbek, udawały że grają na nich swoimi zwinnymi palcami. Zrzuciły kapelusze uwalniając nieokiełznane kosmyki włosów, spadające falą na ich ramiona, powodując gorącą wrzawę. Trzy z nich rozpoznałem. Rachelle, Jessica i Candice stały obok siebie. Ku mojemu zaskoczeniu, kiedy schodziły ze sceny, tym razem Rachelle podbiegła do mnie.
- Mówiłam Ci, że muszę to wszystko przemyśleć. Miałeś tu nie przychodzić i dać mi czas.- szepnęła mi do ucha, kręcąc się wokół mojego krzesła.
- Wiem, wczoraj się nie udało, ale musimy próbować, może gdybyś…- chwyciłem ją za rękę, powodując że usiadła mi na kolanach tracąc równowagę.
- Nic, wy faceci nic nie rozumiecie! Tysiąc twoich słów, nie zmieni tego, że Cię nie pamiętam! – przekrzykiwała muzykę.
- Proszę, daj mi szansę! Naprawdę nie chcesz wiedzieć, co robiłaś przez tyle lat swojego życia? – obserwowałem jej oczy rozbiegane po całej mojej twarzy. Znowu załzawione… Pobiłem swój rekord doprowadzania kobiet do płaczu.
- Nie, po prostu boję się , co mogę odkryć. - Nie mogło być inaczej. Ona i jej cholerne niezawodne przeczucia.- Boję się, że przez te lata działo się coś, o czym dawna ja chciałaby zapomnieć. – szepnęła, całując mnie w ucho i wstając na nogi.
- Rozumiem, ale bez tych wspomnień nie jesteś sobą! – krzyknąłem za nią rozżalony.
- Czemu tak uważasz? – Bo gdybyś była sobą, kochałabyś mnie. Muzyka powoli ucichła, występ się kończył. Nie słyszała moich myśli, więc szybko obróciła się na pięcie i uciekła do garderoby. Zamurowało mnie. Pozwoliłem jej uciec, chociaż obiecałem, że już nigdy jej do tego nie zmuszę. Brakowało tylko zabawy w A pamiętasz jak… ale byłaby bez sensu, bo jej odpowiedź, za każdym razem brzmiałaby Nie.





________________________________________

Ten rozdział wymagał ode mnie naprawdę wiele uwagi.
 Nacieszcie się nim, bo na następny taki moment,
będziecie musieli trochę poczekać. 
Ten rok zmienił też Justina i chciałam Wam to pokazać. 
Wicked Games początkowo miała być w zwiastunie.
Wiecie jaka to radość, kiedy czytam Wasze komentarze?
Nie mogę się przestać wtedy uśmiechać.
Dają naprawdę kopa do pisania rozdziału. 
Ten jest na razie najdłuższy z drugiej części.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz