poniedziałek, 17 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ 5



,,Przypadkiem zakochać się niechcący.’’



,,So she said, "What's the problem, baby?"
What's the problem I don't know
Well, maybe I'm in love, think about it everytime {…}
Never ever end of all this love
Well I didn't mean to do it
But there's no escaping your love..’’

Counting Crows- Accidentally In Love






Wchodząc do mojego apartamentu byłem zmęczony. Marzyłem tylko o tym, by położyć się spać. Zdziwiłem się, że światło w salonie było zapalone. Po takiej ilości alkoholu nawet ja od razu położyłbym się spać. Cicho przeszedłem od windy kilka kroków i nagle stanąłem, bo do moich uszu dotarł czyjś chichot. Zmarszczyłem brwi, ale jak tylko wychyliłem głowę z holu, rozglądając się po salonie, wszystko stało się jasne. Podszedłem do wzmacniacza z którego leciało Accidentally In Love Counting Crows i go wyłączyłem.
- Widzę, że dobrze się bawicie.- mruknąłem, zakładając ręce na piersi. Dopiero teraz zauważono moją obecność. Naga, rudowłosa dziewczyna leżała na moim przyjacielu na kanapie w salonie. Równocześnie zadygotali ze strachu na dźwięk mojego głosu. Dziewczyna obejrzała się za mną, odepchnęła się rękoma od klatki piersiowej mojego przyjaciela, natychmiast wstała, ubierając zakłopotana majtki i stanik. Scoot wydawał się nieco zawstydzony.
- Już jesteś? Myślałem, że nie wrócisz na noc do hotelu. – wymamrotał, widocznie niezadowolony, że im przerwałem. Obserwowałem dziewczynę, która krzątała się po salonie, zbierając swoje rzeczy porozrzucane po dywanie. 
- Drugie drzwi na lewo, znajdziesz łazienkę. – odparłem pomocnie i uśmiechnąłem się do niej cierpko. Odprowadziłem ją wzrokiem i spojrzałem na Scoota, który usiadł, mając już założone na sobie bokserki i chował twarz w dłoniach. – Wiem, że to może być dla ciebie zaskakujące, ale noce zazwyczaj spędzam sam. – słysząc, że dziewczyna w łazience bierze prysznic, spokojnie kontynuowałem dalej, wiedząc, że nie może mnie słyszeć. - Rachelle nadal nie wie, kim jestem. Na razie poznajemy się na nowo.
- To jest ten twój genialny plan? Nie łatwiej byłoby po prostu powiedzieć jej, kim jesteś? – zakpił ze mnie i nagle jęknął, rozmasowując sobie skronie.
- Za dużo seksu i alkoholu naraz? – zaśmiałem się ironicznie i skierowałem się do kuchni, wlewając wody do szklanki i podając ją casanovie. Zmroził mnie wzorkiem, na co tylko prychnąłem. Jednak przyznaję, należały mu się gratulacje, spełnił życzenie jednej z dwunastu gwiazdek Harveya. – Na przyszłość, grzecznie proszę, zabierz ją do swojej sypialni. Salon jest mój.- przykucnąłem przed nim i poklepałem go po policzku. Wyszedłem z salonu mijając się z dziewczyną w holu. – Dobranoc, Jess.- powiedziałem odrobinę głośniej niż było trzeba.
- Dobranoc, Justin. – odpowiedziała cicho. Uśmiechnąłem się do siebie, wyobrażając sobie zdezorientowaną minę Scoota. Byłem pewien, że nie wiedział, że się znamy. Przynajmniej w salonie oboje nie daliśmy tego po sobie poznać.



********




Nocą wyjątkowo łatwo było mi zasnąć. Nie przyśnił mi się żaden koszmar. Przed południem odebrałem tylko kilka przesączonych żalem i dramaturgią wiadomości od Maddie z prośbą abym wrócił do domu, z przeprosinami, które tak naprawdę należały się jej, skończywszy na karalnych groźbach, z których żadna nie robiła na mnie wrażenia. 
Zabrałem się za zrobienie śniadania. Kiedy otworzyłem pustą lodówkę poczułem ogarniającą mnie rezygnację. W jednej z szafek stały płatki zbożowe, w których odnalazłem pocieszenie. Mleko musiałem sobie chyba wyobrazić, albo znaleźć chęci do tego by wreszcie pojechać na zakupy. Mój portfel zaczynał odczuwać skutki co nocnych wizyt w Harvey's Girls. Podczas późnego śniadania zamiast radia czy telewizji, wsłuchiwałem się w chrapanie. Tak jak myślałem, Scoot zasnął w salonie na kanapie, śliniąc moją poduszkę. Rzuciłem w niego płatkami śniadaniowymi, ale pomimo moich wysiłków nie zdołały go zbudzić, nawet te lądujące na jego twarzy.
- Wstawaj pacanie, prześpisz cały dzień! – krzyknąłem w końcu pochylając się nad nim i uderzyłem go lekko w głowę. Ocknął się z trudem, poszedł do łazienki z nikłą koordynacją, jakby wciąż był pijany. Wywróciłem oczami z politowaniem. Kilka minut później wrócił jak nowo narodzony i usiadł na krześle barowym. Ubrał się w bladozieloną koszulkę z krótkim rękawem i jeansy do kolan.
- Nie mogłeś sobie odpuścić? Przyznaj się, po prostu mi zazdrościsz. – obróciłem się do niego, marszcząc brwi.
- Stary, o co ci chodzi? - spytałem szukając wizytówki, na której widziałem numer do restauracji na parterze. - Nigdy tego nie powiedziałem.
- Odkąd jesteś sam zrobiłeś się niewiarygodnie nudny.- westchnął, zaczynając bawić się kapslem od piwa, porzuconym na blacie wyspy kuchennej. Zwracając na niego uwagę, dostrzegłem wizytówkę wystającą spod opróżnionej butelki whisky. 
- Nie będę udawał, że wszystko jest w porządku, kiedy nie jest. - oznajmiłem, wyciągając z kieszeni telefon, aby zamówić coś do jedzenia. Porozmawiałem chwilę z obsługą, a potem pozostało nam tylko czekać na room service .
- Dlaczego zwyczajnie nie możesz powiedzieć Rachelle kim dla niej jesteś? - ziewnął i wyciągnął ręce na boki.-  Byłem pijany, nie głupi żeby nie wiedzieć, że ignorujesz moje pytania... Wyrzuć to wszystko z siebie, człowieku! - Wilson podrapał się po swoim wytatuowanym ramieniu, mrużąc oczy jak niewyspany kot. Dusiłem się we własnym ciele. Wcześniej ćwiczenia pozwalały mi nad sobą zapanować. Od tamtego wieczoru, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Ją ponownie, krew niemal wrzała w moich żyłach. Jej wypadek dolał tylko oliwy do ognia. Nie mogłem być spokojny, dopóki nie miałem Jej przy sobie. Paradoksalnie, nie byłem w stanie przy Niej być, bo mi na to nie pozwalała. Nie byłem dla Niej nikim bliskim, taktowała mnie jak nieznajomego. Mógłbym zamknąć Ją w apartamencie, żeby ukoić swoje nerwy, ale zdrowy rozsądek stanowczo mi tego odmawiał. Dałbym Jej tylko więcej powodów, aby uważać mnie za psychopatę. Nie zamierzałem sprawić by była nieszczęśliwa. Zabrać jej wolność, tak jak zrobił to ten potwór. Jednocześnie, kiedy już spędzaliśmy czas razem nie potrafiłem pozbyć się żalu i bólu, że nie jest tak, jak moim zdaniem być powinno. Wciąż tęskniłem za moją Rachelle. Miałem wrażenie, że tracę czas, że moje starania nie mają sensu, bo Ona i tak ich nie doceni.  
- Scoot to nie jest takie proste, ona teraz ma całkiem inne życie. To, że kochała mnie przed wypadkiem  nie znaczy, że teraz to czuje. Przez rok wiele się zmienia. Życie nie jest czarno-białe. - zapatrzyłem się w okno, zastanawiając się nad tym, co ona teraz robi. Może spała? Może szykowała się na kolejny występ? Może wyszła na spacer, albo pije kawę w kawiarni z Candice? Wiedziałem wiele o jej przyzwyczajeniach, o tym co lubi, a czego nienawidzi, ale teraz wręcz czasem mi to przeszkadzało. Patrzyła na mnie odrobinę spłoszona, za każdym razem, kiedy przez przypadek ujawniałem jak wiele o niej wiem, a ona o żadnej z tych rzeczy wcześniej nie wspominała. Tym bardziej, że rzeczy które o niej wiedziałem, niejednokrotnie były tymi, którymi dzieli się z kimś naprawdę bliskim, a nie z kimś, kogo znasz zaledwie kilka tygodni.
- Właśnie, że w tym przypadku jest.- upierał się przy swoim zdaniu Scoot. 
- Nie Scoot, nie zrozumiesz tego. Jeśli chodzi o dziewczyny zachowujesz się jak piętnastolatek. Którą w tym tygodniu była Jess? - na moje pytanie spuścił wzrok w dół, najwyraźniej wzbudziłem w nim wyrzuty sumienia. Nigdy nie był w dłuższym związku, dlatego wszystko było dla niego łatwiejsze.- Poza tym z Rachelle wszystko jest bardziej skomplikowane. Muszę wybrać to, co jest dla niej lepsze...
- Przestań pieprzyć, po prostu boisz się odrzucenia. - przerwał mi zniecierpliwiony.
- Jesteś pieprzonym psychologiem? Będziesz analizować teraz całą moją osobowość? - mój głos był pełen jadu. - Jestem nudny i nieszczęśliwy, bo jeden pieprzony dzień i jedna zła decyzja zniszczyły życie, osoby którą kocham. Żadna pieprzona rozmowa, tego nie naprawi! To chyba dobrze, że nie użalam się nad sobą, bo to ona najbardziej na tym ucierpiała.
- Nie muszę być psychologiem, stwierdzam tylko twarde fakty. Boisz się, że znowu Ją stracisz. Co jeśli teraz jest bardziej szczęśliwa, niż wtedy? 
- Nie wiem, Scoot! Jestem tylko dupkiem i egoistą, i oboje o tym wiemy. - uderzyłem pięścią w stół. Usłyszałem, że winda w holu, otwiera się na piętrze mojego apartamentu, dostarczono nam jedzenie, więc skończyliśmy rozmowę. Chciałem zostać sam, zabrałem swoją porcję do sypialni.



********


- Musisz to zobaczyć! - zawołał Wilson, wchodząc kopniakiem do mojej sypialni godzinę później. W rękach niósł laptopa. - Charlotte próbowała znaleźć samochód, którym jeździła Rachelle. Na nasze szczęście, ktoś wystawił je na aukcję złomowisk. Myślę, że powinniśmy mu się przyjrzeć. - na te słowa, zabrałem swoje rzeczy, zerknąłem na stronę, na której odbywała się aukcja, czując nowy przypływ energii. Zjechałem windą z Wilsonem do podziemnego parkingu. Odpaliłem swoje białe audi, a mój przyjaciel wpisywał w nawigację adres złomowiska.
- Wiesz, że policja nie może się dowiedzieć, gdzie ona jest i że ją znaleźliśmy.- wspomniałem, wjeżdżając podjazdem w górę na główną ulicę.
- Wiem, nie dostaną jej. To absurd, wykonała za nich całą robotę, a oni… - westchnął z trudem, rozglądając się po ulicy. - Pieprzony rząd i opinia publiczna. - zaklął dobitnie, kręcąc głową na boki.
Gdy po jakimś czasie wjechałem na teren złomowiska, w powietrzu unosił się piach, który wznieciłem kręcącymi się oponami. Teren ogrodzony był wysokimi blokami z blachy, które ktoś dla żartu spryskał farbą w spreyu. Wszystkie samochody wyglądały bardzo mizernie przy naszym. Zapach gazu, oleju napędowego i benzyny tworzył drażniącą mieszankę dla nosa. Mężczyzna grzebiący w jakimś zardzewiałym gracie spojrzał na nas sceptycznie. Wyciągnął ręce z maski samochodu. Miał kręcone, brązowe włosy i ciemne oczy. Na jego brodzie rósł kilkudniowy zarost.
- Czego? – warknął nieuprzejmie, wycierając obie zasmolone dłonie w starą, poszarpaną szmatę.
- Kontaktowałem się z panem w sprawie tego samochodu. – odezwał się Scoot, marszcząc nos. Pokazał facetowi zdjęcie modelu, który nas interesował. Mężczyzna zabrał je, przyjrzał się mu uważnie kilka sekund i pokiwał głową.
- Proszę za mną.- mruknął przez zęby z portugalskim akcentem, prowadząc nas do garaży.- Po co wam ten złom? – spytał, zapalając papierosa.
- Możemy się rozejrzeć? - zapytałem, widząc, że Scoot rwie się do odpowiedzi. Nie chciałem wdawać się z nim w szczegóły. Udałem, że nie słyszałem jego pytania, obchodząc samochód dookoła.
- Psiarnia podobno tysiąc razy do niego zaglądała i nic nie znaleźli. Jutro ten szmelc idzie do kasacji. Jeśli bardzo chcecie, macie pięć minut. - oznajmił, zaciągając się papierosem, obrócił się na pięcie i odszedł. Przód samochodu był zmasakrowany. Szyba rozbita, po poduszkach powietrznych nie było śladu. Zatrzymałem wzrok na siedzeniu kierowcy, było mniej pokiereszowane niż miejsce pasażera, ale mimo to wzdrygnąłem się na ten widok i przymknąłem oczy. Tam siedziała moja dziewczyna. Nie miałem wątpliwości, że to był ten sam samochód. Rejestracja z tyłu się zgadzała. Rok temu biegłem za nim. Gdybym wtedy wiedział, jak to się skończy. Złapałem się za głowę, biorąc głęboki oddech. 
- No nieźle. - wybełkotał Wilson i zagwizdał, zaglądając przez szyby do środka samochodu. Lekarz miał rację, to w jakim teraz była stanie to prawdziwy cud. Nie wiem ile musiała czekać na pomoc. jej nogi na pewno się zakleszczyły. Przecięto pas, licznik zatrzymał się na osiemdziesięciu kilometrach. Zajrzałem pod podwozie, przy okazji cały się brudząc. Cholera, czułem to.
- Przewody doprowadzające płyn hamulcowy są przecięte. Zbiornik jest pusty. - oznajmiłem chłodno, wysuwając się spod nadwozia. Nie docierało do mnie to wszystko, co zobaczyłem, ale zszokowany wyraz twarzy Scoota, zadziałał na mnie jak lodowaty prysznic.- Kurwa!
- Justin, spokojnie minął rok, ktoś mógł je przeciąć po wypadku... - Scoot przytrzymał rękę na moim ramieniu, a ja szybko ją strząsnąłem. - Nie możemy być pewni...
- I co jeszcze wymyślisz? Nie kurwa, ktoś chciał ją zabić. – Nie było mowy, żebym w to uwierzył. Kiedy ona rozmawiała z Maddie, ktoś bez problemu mógł uszkodzić układ hamulcowy. Ona nie była w stanie zauważyć, że coś jest nie tak, póki zaczęła hamować.
- Możesz przestać się obwiniać! Nie mogłeś temu zapobiec! – Wilson krzyczał za mną, ale miałem go w dupie.- Nie wiedziałeś! – biegł w moim kierunku, ale nie mógł mnie dogonić. Miałem lepszą kondycję od niego, przez roczne wyładowywanie się na siłowni. Wsiadłem do samochodu, trzaskając mocno drzwiami, przez co cały samochód się zatrząsnął. Odpaliłem silnik. – Justin, kurwa, gdzie jedziesz! 
Zostawiłem go samego, w dodatku kurząc go piachem. Kiedy chmura piachu opadła w lusterkach widziałem tylko, że rozkłada w bezradności ręce, ale byłem już zbyt daleko, żeby zawrócić. Nie miałem czasu, musiałem pojechać do Niej. Tylko jej widok mógł mnie w tamtej chwili uspokoić. Nic innego nie było dla mnie ważniejsze od niej. Teraz, kiedy niczego już nie mogłem być pewny, zastanawiałem się, czy gdybyśmy nie wylądowali razem w łóżku tamtej nocy nadal by nas do siebie tak przyciągało? Jeśli nie łamalibyśmy zasad,  nie znaleźli się w tym głupim toksycznym układzie, przecież nigdy nie zamierzałem poczuć do niej czegokolwiek, czy w ogóle byłbym w jej typie? Czy gdyby nie ten głupi przypadek, że znaleźliśmy się w tym samym miejscu i czasie, czy kiedykolwiek wpadlibyśmy na siebie gdzie indziej? Czy może to przeznaczenie, o którym mówią to po prostu tkliwe bujdy stworzone dla małych dziewczynek? Nie mogłem skupiać się na tym, żeby ją w sobie rozkochać, wiedząc że grozi jej niebezpieczeństwo. Gdybym wiedział, że w moim apartamencie byłaby bezpieczna, gotów byłem ją w nim zamknąć.




__________________________________________

Króciutki, zabawny i przyjemny rozdział.
Nie uwierzycie, ale jest on całkowicie przypadkowy.
Nigdzie mi nie pasował do tego, który
był prawie gotowy. 
W teledysku macie ode mnie 
zajączka wielkanocnego, 
odrobinę innego niż inne ;) 
Wygląda jakby był w ciąży, co  zawsze
mnie intrygowało jak byłam dzieckiem.
PS. Naprawdę nie wiem co mi się w tym teledysku tak
bardzo podobało, ten zając, czy ten facet, nie pytajcie.

2 komentarze:

  1. o Matko. Ja się wciąż i tak zastanawiam o co w tym wszystkim chodzi...
    Niech coś ja jebnie i niech sobie przypomni choć część...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mocna rozmowa. Rozdział krótki, ale bardzo wciągający!
    Mój blog.

    OdpowiedzUsuń