,,W
niektóre rzeczy,
jesteśmy
skłonni bardziej uwierzyć,
bo są prostsze.’’
,,I left my girl back home
I don't love her no more
And she'll never fucking know that
These fucking eyes that I'm staring at
Let me see that ass, look at all this cash
And I've emptied out my cards too
Now I'm fucking leaning on that {...}
Let me see you dance
I love to watch you dance
Take you down another level
Get you dancing with the devil
Take a shot of this
But I'm warning you
I'm on that shit that you can't smell baby
So put down your perfume
Bring your love baby, I can bring my shame
Bring the drugs baby, I can bring my pain
I got my heart right here, I got my scars
right here
Bring the cups baby, I can bring the drink
Bring your body baby, I can bring you fame
That's my motherfucking words too
Just let me motherfucking love you
So tell me you love me
Only for tonight
Even though you don't love me’’
The Weeknd – Wicked Games
Gdybyśmy
oboje nic nie pamiętali, nie byłoby problemu. Nie wiem, co jest gorsze, to że
Ona tego nie pamięta, czy to że ja pamiętam i to nie daje mi spokoju.
Wiedziałem, że jeżeli zacznę przypominać Jej dawne życie zobaczy w nim tylko
ból i cierpienie. Byłem rozdarty. Miałem zadawać Jej ból raz jeszcze? Mógłbym
skłamać, że jej życie było piękne, ale dlaczego miałbym tak bardzo Ją
krzywdzić? Jeżeli chcę żeby przypomniała sobie mnie, musi przypomnieć sobie
wszystko. Nie byłem głupi, żeby myśleć inaczej. Teraz żyła w jakimś
wyimaginowanym, alternatywnym świecie. Prowadziła w miarę normalne życie o
jakim marzyła, gdyby nie ten cholerny taniec na rurze. Tamtego dnia, wracając
ze złomowiska tylko się jej przyglądałem. Spałem w zaparkowanym samochodzie pod
jej domem, kiedy mi na to pozwoliła zamieniałem z nią parę niewiele znaczących
zdań. Nasza wycieczka na plażę już się nie powtórzyła. Musiałem być czujny,
mieć oczy szeroko otwarte, jeśli chcieli ją zabić i odkryją, że im się nie
udało, nie zawahają się zrobić tego ponownie, uciekając się do bardziej
drastycznych środków. Byłem bardzo ostrożny, przy każdym naszym spotkaniu,
chociaż nie raz zdarzyło mi się bez namysłu napomknąć o czymś sprzed roku, bo
pod wpływem impulsu nie brałem pod uwagę, że nasze wspomnienia nie są już
wspólne. Dzieliłem je sam, podobnie jak miłość do Niej. Chciałem Ją chronić,
byłem dla Niej bardzo delikatny. Gotów poświęcić własne szczęście, odpuścić i
usunąć się w cień, myśląc, że to szlachetne i właściwe. Jednak są chwile w
życiu człowieka, w których przestaje być szlachetny, w których jest już zbyt
zmęczony udawaniem.
Po
siedmiu długich dniach wszedłem szybkim krokiem do klubu. Żyrandole nieco
przygaszone oświetlały salę. Na stolikach zapalone świeczki, wypełniły swoim
zapachem wszystkie pomieszczenia. Cienie tańczyły na ścianach, tak jak dyktował
im płonący ogień. Przy barze nikt nie stał. Oparłem się o jedną ze ścian
garderoby i przysłuchiwałem się urywanym kobiecym rozmowom. Kilka minut
później, złapałem Rachelle w korytarzu. Przestraszyła się mnie. Przyłożyłem
wskazujący palec do jej ust, aby ją uciszyć. Kilka dziewczyn szło w kierunku
sali i spojrzało na mnie z niepokojem. Mogłem się założyć, że należały do
wspaniałej dwunastki.
-
Znasz mnie. – zacząłem bez zbędnego przywitania. Nie chciałem zmienić zdania,
znowu zaczynać się zastanawiać czy to, co robię jest właściwie.
-
Znowu Ci odbija? – zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu.- Co ci się stało,
czemu wyglądasz jak siedem nieszczęść?
Zaniedbywałem
się. Zapominałem o jedzeniu. Spałem w samochodzie. To wszystko niewątpliwie
przekładało się na mój wygląd. Nie wierzyłem właścicielowi złomowiska. Policja
musiała zauważyć usterkę, nie są aż tak ślepi, żeby przegapić przerwane
przewody hamulcowe. Komuś zależało na tym, żeby to zostało tajemnicą. Nie
podobało mi się to, musiałem wiedzieć wszystko. Nie poprosiłem nawet Scoota by
pomógł mi Ją pilnować. Uważał, że moje przypuszczenia dotyczące zamachu na jej
życie są tylko domysłami i nie powinniśmy się na razie nimi martwić, bo
mieliśmy gorsze problemy. W hotelu działo się źle. Scoot musiał niedługo
wracać. Nie radził sobie z interesem dobrze. Nie był gotowy na taką presję.
Policja zbyt często odwiedzała nasz hotel. Od roku nie wstrzymano śledztwa.
Zniknięcie Rachelle było dla nich podejrzane. Zbywaliśmy ich, ale kończyły nam się
pomysły. Nie łudziliśmy się nawet, że wiadomość nie rozniosła się już dalej.
Rachelle była co prawda oficjalnie szefem, ale nie zdążyła przedstawić się
mediom. Niestety, kolejka na kolejnego szefa hotelu Howard Company, a w tym
jego ukrytej działalności z dnia na dzień stawała się coraz dłuższa. Dopóki wywiązywaliśmy
się ze swoich umów i wciąż zapewnialiśmy dostawy, wszystkie plotki i
podejrzenia rozchodziły się po kontach.
-
Znasz mnie od dawna. – oznajmiłem odrobinę ciszej, żeby nie zwracać na siebie
zbędnej uwagi.
-
Justin, o czym ty do cholery mówisz? Możesz jaśniej? Zachowujesz się ostatnio
bardzo dziwnie. – moja dłoń złapała jej rękę tuż nad łokciem, gładziłem ją
palcami by ją uspokoić. Zrobiła się mniej spięta, a ja wręcz przeciwnie.
-
Straciłaś pamięć rok temu. Wiem, że miałaś wypadek samochodowy.- westchnąłem z
trudem. Nie potrafiłem opisać, jak bardzo jestem szczęśliwy, że ona stoi tu
przede mną, patrzy na mnie, oddycha, a jej serce bije. Na jej twarzy wymalował
się szok. Znów zesztywniała, czekając cierpliwie, aż powiem jej coś więcej.-
Uderzyłaś w ciężarówkę, bo ktoś uszkodził ci hamulce. – wysapałem, czując jak
ponownie drży. Przymknęła na kilka sekund oczy. Chciałem ją zwyczajnie
przytulić, żeby znowu poczuła się bezpieczna. Patrzyła na mnie zagubionym
wzrokiem, wyglądała w tamtej chwili jak posąg, ale wiedziałem, że w środku
przeżywa piekło. Jej szok i strach poczułem niemal pod palcami. Nie wiedziałem
jak udowodnić jej, że nie jestem wariatem, żeby przestała na mnie patrzeć
jakbym był kimś obcym, kto tylko ją nęka i nachodzi. W tej sytuacji chyba
niestety nie było innego wyjścia. Musiałem przemóc to prawdą.
-
Dlaczego mi to mówisz? To ma być zabawne? – odparła słabym szeptem, patrząc mi
w oczy. Widziałem, że napływają do nich łzy, ale ona wciąż stała twardo na
ziemi. Nie rozpłacze się przy kimś, kogo ledwo zna. Jej twarz pokazała mi, że
wyparła to wspomnienie, żeby ruszyć dalej, a ja jej to utrudniałem.
Przypomniałem jej jedno z najgorszych zdarzeń w życiu, bo ja nie potrafiłem
ruszyć dalej bez niej. Prawda jest taka, że jeszcze nie zdążyłem się z nim
pogodzić. To wszystko przeze mnie. Przeze mnie, mogłaby umrzeć. W
moim umyśle to wciąż było świeże, ten rok był pojęciem względnym. Rok, w którym
uświadomiłem sobie, że jestem egoistą, który chcąc coś naprawić niszczy to, co
było dobre.
-
Nie, to prawda. Nie wierzysz mi, potrzebujesz dowodów? Proszę bardzo. –
obróciła głowę w bok zdezorientowana tym, że czarnowłosa dziewczyna wchodziła
do garderoby. Od początku miałem przeczucie, że to tylko maska. Ten pierwszy
raz kiedy spojrzała mi w oczy i nie rozpoznała mnie. Nie oparłem się jej
mrożącemu spojrzeniu, w którym krył się zalążek bólu. Ja również cierpiałem i
Ona musiała to widzieć, chociaż może starała się nie zauważać. – Skąd
wiedziałbym, że Jenny to imię, które sobie wymyśliłaś, że naprawdę nazywasz się
Rachelle Roberts i masz dwadzieścia dwa lata? Wcześniej mieszkałaś w Nowym
Yorku, ale tego oczywiście nie pamiętasz…- złapałem się za głowę i zmarszczyłem
brwi, usiłując przypomnieć sobie coś innego. Te argumenty za bardzo do niej nie
przemawiały. Poruszyła się niespokojnie, chcąc mi uciec. Zawsze z naszej dwójki
to ja miałem lepszy refleks, dlatego złapałem ją za rękę i kontynuowałem
głośniej. - Skąd wiedziałbym, że gdy śpisz wiercisz się na łóżku i zakrywasz
się pod szyję, a potem budzisz się zziębnięta z lodowatymi stopami, bo całą noc
są odkryte? – oparła się ciężko o ścianę, jakby nie mogła ustać. – Gdy się
denerwujesz zawsze zaciskasz dłonie w pięści i zagryzasz wargę, tak jak teraz.
– kiedy to powiedziałem, spojrzała na swoje pięści i otworzyła je.- Że
wstydzisz się blizny na udzie, chociaż prawie wcale jej nie widać…- urwałem, bo
zobaczyłem, jak jej oczy szeroko się otwierają, a brwi unoszą do góry, dałem
jej więc kilka sekund na oswojenie się z tym, co o niej wiem - … a najbardziej
irytuje Cię pieprzyk na piersi, bo uważasz, że wygląda dziwnie. – ze zdumieniem
patrzyła na mnie i odruchowo chwyciła się za pierś. Pociągnęła mnie z
przerażeniem do drzwi oddalonych o metr od nas w ciemny kąt na zapleczu. Nigdy
nie byłem mistrzem w odczytywaniu myśli innych, ale niekoniecznie była
zachwycona tym, że wiem o jej pieprzyku.
-
Kontynuuj…- poprosiła zaintrygowana, marszcząc w szoku brwi.
-
Najbardziej lubisz espresso. Nie możesz mieszać whisky z piwem cytrynowym, bo
zawsze cie po nim mdli jak po zapachu choinki w samochodzie. – na te słowa
tylko przewróciła oczami. – Nie potrafisz dobrze pływać i boisz się węży. Masz
koszmary jak przed snem zjesz czekoladę.– powiedziałem na jednym wydechu,
podnosząc jej rękę otuloną długim rękawem jej czerwonej jak wino, przylegającej
do ciała, prostej sukienki do połowy ud. Zawieszona na nadgarstku złota
bransoletka zabrzęczała...- Kiedy byłaś mała straciłaś ojca, zawsze masz przy
sobie ten wisiorek z serduszkiem, który od niego dostałaś w swoje urodziny…-
urwałem, rozkładając dwie zawieszki na palcach, żeby się im przyjrzeć, po czym
odwróciłem wzrok, nie mogąc się powstrzymać przed szybkim zerknięciem na jej
spierzchnięte od zagryzania usta. Przybliżyłem się do niej, brakowało kilka
centymetrów, a moje usta zwilżyłyby jej.- boisz się, że go zgubisz, więc
nosisz go na ręce jak bransoletkę, bo jest na ciebie za mały. – wróciłem
spojrzeniem do jej oczu, które były już bardzo szkliste,wypełnione słonymi
łzami. Moje również. – Pamiętasz skąd masz ten kluczyk, obok niego? – zapytałem
słabym głosem, odrobinę zachrypniętym i drżącym, na co ona pokręciła przecząco
głową, zakrywając rozpalone policzki dłonią. Wciąż patrzyła mi w oczy.-
Dostałaś go ode mnie. Teraz rozumiesz, dlaczego Cię tak nachodzę? – Nie mogłem
się powstrzymać, musiałem zetrzeć delikatnie łzę z jej prawego policzka, zanim
opadła na jej wskazujący palec. Położyła obie dłonie na mojej klatce
piersiowej, chcąc się podeprzeć. Najwyraźniej zrobiło jej się słabo.
-
Nie gniewaj się. Widzę, że nie kłamiesz, ale nie mogę w to uwierzyć. – odparła
po długim milczeniu. Wcisnąłem do jej drżącej dłoni nasze wspólne zdjęcie z
Paryża, na których staliśmy uśmiechnięci obok siebie z widniejącą w tle wieżą
Eiffla. Nie mogła mi nie uwierzyć. Spojrzała na mnie, porównując chłopaka ze zdjęcia.
Niewątpliwie byłem to ja.
- A
teraz? – Ledwo utrzymała zdjęcie w drżących palcach, jakby było czymś ciężkim a
nie skrawkiem lekkiego, śliskiego papieru.
- A
ty, kim dla mnie jesteś? – załkała z bezsilności. Nie potrafiła znaleźć tego
wspomnienia w swojej pamięci. Wiedziałem, że to ją boli. To straszne, że tyle
wspomnień z jej życia wyleciało z jej głowy, pozostawiając po sobie
pustkę. Jak odpowiedzieć jej na pytanie kim jestem, żeby znowu się nie
wystraszyła?
Odwróciłem
od niej wzrok, przełknąłem gorzką ślinę i znowu spojrzałem w błyszczący,
zgaszony brąz jej oczu. Nigdy na nią nie zasługiwałem.
-
Kimś, komu na tobie zależy. – ująłem jej ciepły policzek, chcąc jej dodać
otuchy. – Przyjacielem. – wydusiłem próbując zabrzmieć jak najbardziej
szczerze, czując ukłucie w sercu. Naprawdę mówisz jej to po tym, jak za
pierwszym razem pakowałeś dłoń w jej majtki? Na pewno Ci uwierzy. A
jednak, to właśnie zrobiła. Nie załapała nawet, że to o niej mówiłem tamtego
wieczoru na plaży. To Ona była przyjaciółką, której obiecywałem, że zawsze będę
ją kochał, nawet jeśli mnie nienawidzi.- Chcę pomóc ci odzyskać twoje
wspomnienia, jeśli mi pozwolisz.
-
Daj mi chwilę, najpierw muszę się czegoś napić.- szepnęła, zaciskając usta w
cienką linię. Kiwnąłem głową, że zrozumiałem. Nie chciałem jej zostawiać tak
roztrzęsionej. Wiedziałem, że nie było jej łatwo. Minęła mnie, pozostawiając w
pomieszczeniu tylko zapach jej słodkich perfum. Ona musi sobie przypomnieć
wszystko, łącznie z tym jak bardzo ją zraniłem odchodząc. Byłem zrozpaczony,
naprawdę miałem nadzieję, że powie coś w rodzaju ,,nie byłeś tylko
przyjacielem’’, że ten błysk w jej oku, spowodowany gorzkimi łzami oznacza, że
przypomniała sobie mnie, że wie o czym mówię. Jednak to tylko głupia nadzieja,
życzenie, a życzenia jak wiadomo nie zawsze się spełniają. Wróciłbym, na pewno
nie zostawiłbym jej, ale teraz było za późno by to udowodnić.
*****
Wsiadła
do mojego samochodu z butelką wina w ręce. Spojrzałem na nią karcąco. Gdyby nie
to, że przy pierwszym spotkaniu wiedziałem kim jest, pomyślałbym, że to
ja sprowadziłem ją na złą drogę. Ukradła alkohol! Kobieta, która zawsze, kiedy
nadarzyła się okazja mnie moralizowała…
- No
co? Moja współlokatorka cały czas podbiera coś z baru i nigdy jej się za to nie
dostaje, a to jest poważny przypadek i bardzo poważna potrzeba. – pokręciłem
tylko głową z politowaniem i ruszyłem samochodem w stronę mojego apartamentu,
skręcając kierownicą by zjechać z krawężnika. – Nie powinnam przy tobie
płakać.- mruknęła zażenowana i usłyszałem jak otwiera wino. Nie była w stanie
czekać, aż będziemy na miejscu.
-
Nie krępuj się, możesz płakać i pić wino, ale postaraj się niczego nie
pobrudzić. – zażartowałem i uśmiechnąłem się do niej ciepło. Spojrzała na mnie
groźnie, ale jej kąciki ust lekko uniosły się do góry, niestety tylko przez
niecałe trzy sekundy.
-
Może byliśmy przyjaciółmi, ale z mojej perspektywy nadal jesteś facetem,
którego dopiero poznałam. Wiesz o mnie więcej niż ja o sobie samej, to nie jest
w porządku.- dostawała słowotoku, oderwałem dłoń od kierownicy i chwyciłem jej
rozedrganą i lodowatą.
-
Spokojnie, chcę ci pomóc. – spojrzałem w jej oczy, na co ona spuściła wzrok na
swoje czarne szpilki. W ciszy dojechaliśmy na miejsce. Pomogłem jej wysiąść z
samochodu i podprowadziłem ją uprzejmie do windy. Nie była jeszcze pijana, ale
wolałem dmuchać na zimne. Można też przypuścić, że po prostu bezczelnie
wykorzystywałem każdy pretekst, żeby ją dotknąć.
-
Wiesz kto uszkodził hamulce? – spytała nieśmiało, przekraczając próg mojego
przedpokoju. Nie odpowiedziałem jej od razu na to pytanie, bo musiałem
napisać do Scoota, żeby dzisiaj znalazł sobie inne miejsce do imprezowania.
Wilson był oburzony, ale jakoś to przełknął, kiedy dowiedział się, że jestem z
Nią. Później dostałem serię wiadomości, w których niewątpliwie pijany życzył mi
powodzenia z Roberts, ale odczytałem ją dopiero następnego dnia. Wieczorem
skupiłem się na Niej. Nareszcie była tutaj ze mną, przy mnie. Tam, gdzie było
jej miejsce. Zdjąłem jej szal i powiesiłem na wieszaku.
-
Nie wiem kto to zrobił, ale dojdę do tego. – zapewniłem, podając jej czysty
kieliszek chociaż wiedziałem, że za bardzo go nie potrzebuje. Butelka była do
połowy pusta.
- Brzmi
groźnie. Masz jakieś wpływy w policji? – zapytała ironicznie się śmiejąc.
Nalała sobie wina do kieliszka.
-
Nie do końca, ale powiedzmy, że mam dużo znajomych. Jakie wino? – spytałem,
kiwając głową na butelkę, którą ściskała w ręce.
-
Kalifornijskie, słodkie, mocno owocowe. – oblizała usta, delektując się smakiem
napoju, przejeżdżając palcami po błyszczącym szkle kieliszka.
-
Twoje ulubione. – uśmiechnąłem się sam do siebie i usiadłem na kanapie. To
naprawdę wspaniałe, że pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.
-
Kolejna rzecz do zapisania na liście rzeczy, o których nigdy ci nie
powiedziałam, a które o mnie wiesz.- w odpowiedzi tylko chrząknąłem. Postawiła
butelkę na stoliku przed kanapą i usiadła obok mnie z zaciekawieniem mi się
przyglądając.- W porządku, to na początek powiedz mi jak się poznaliśmy. –
podparła się łokciem o oparcie kanapy, palcami przeczesując włosy. Westchnąłem
i zacząłem mówić powoli, włączając pilotem kominek elektryczny i wbiłem w niego
swoje spojrzenie.
-
Rozmawialiśmy w klubie, ale na początku nie bardzo się lubiliśmy. Nie znosiłaś
mnie, ale śmiałaś się z moich żartów. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą,
omijając szczegóły. To nie tak, że nie chciałem jej o nich powiedzieć, ale
czułem że nie jest na to gotowa. Nie dzisiaj, nie teraz. Wstałem z kanapy,
czując jej wzrok na sobie i zbliżyłem się do barku, w którym trzymałem mocną
whisky.
-
Więc jak doszło do tego, że nagle stałeś się moim przyjacielem? – jej
rozbawiony i zaciekawiony głos wzbudzał we mnie przyjemne dreszcze.
-
Cóż w pewnych sprawach zawsze się dogadywaliśmy. – odparłem, kucając przed
barkiem i wybrałem wspomnianą już whisky. Otworzyłem ją i spytałem czy nie ma
na nią ochoty. Pokiwała przecząco głową. Postanowiłem zachować dla siebie to,
że pewne sprawy to tak naprawdę dobry seks i to od niego się zaczęło.- Myślę,
że dobrze się rozumieliśmy. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu i cóż, można
powiedzieć, że byliśmy na siebie skazani.
-
Skazani? Chwila, chcesz mi powiedzieć, że siedzieliśmy razem w więzieniu? To
przecież niemożliwe.
-
Nie, to tylko przenośnia. – rozbawiło mnie jej zakłopotanie. Opadłem z powrotem
na kanapę, nie mogłem przestać się uśmiechać.– Trudno to wytłumaczyć.
-
Dlaczego jesteś taki tajemniczy? – pochyliła się ku mnie, badając mój wyraz
twarzy. Nie znała mnie, nie wiedziała, że tak łatwo nie uda jej się mnie
złamać. Kosmyk włosów zasłonił jej jedno oko, więc odgarnąłem go za ucho.
-
Mógłbym opowiedzieć ci wszystko, co wiem, ale ile z tego zapamiętasz? Zacznijmy
metodą małych kroczków. – poprosiłem, upijając kilka łyków whisky. Nie mogłem
być od niej gorszy. Musiałem ją dogonić. Zacząłem odpowiadać jej na kolejne
pytania, tracąc poczucie czasu. Rozmawialiśmy do późna. Nie wiem jak
zrezygnowaliśmy z siedzenia na kanapie. Pijani tarzaliśmy się po podłodze ze
śmiechu, na miękkim, puszystym dywanie. Opowiadałem jej nasze wspólne
wspomnienia, pomijając te złe, nienormalne wątki. Była w takim stanie, że każde
moje zdanie ją bawiło.
-
Cały czas tylko powtarzałaś jak bardzo cię irytuję. Kiedy trafiliśmy do lasu,
nazwałaś mnie świnią… – bełkotałem pijany, a ona wciąż się śmiała, skarżąc się
na ból brzucha.
-
Stoczyłeś walkę z wilkiem żeby nas uratować? – spytała w szoku, przeturlała się
na dywanie by być bliżej mnie.
-To
nie byle jaki wilk.- wstałem i rozejrzałem się po salonie próbując wśród
gąszczu opustoszonych butelek po piwie, odnaleźć moją whisky.
-
Nienawidzę robactwa. – podparła się kanapy sapiąc, aby wstać i ponownie na niej
usiąść. Po ataku śmiechu zaczerpnęła głębszy oddech.
-
Wiem. – mruknąłem rozbawiony, idąc z powrotem do kanapy, aby usiąść obok niej.
Wypiłem kilka kolejnych łyków, patrząc na nią. Byłem zakochany w sposobie w
jaki się śmiała. Nagle spoważniała. Zmieniła muzykę na bardziej powolną i
monotonną. W apartamencie zrobiło się jakoś cieplej, przytulniej, od kiedy do
niego weszła. Niespodziewanie usiadła mi na kolanach i objęła moją szyję.
Natychmiast złapałem ją w talii, odkładając na ślepo szklankę z whisky na
szklany stolik. Materiał sukienki pomarszczył się na jej plecach wokół moich
palców. Wpatrywałem się w jej twarz. Promieniała. Tak bardzo za nią tęskniłem.
Za jej zapachem, dotykiem, oddechem przy mojej szyi. Alkohol sprawił, że
wydawało mi się, że wszystko jest tak jak było, a ona cóż, nie patrzyła na mnie
z lękiem tak jak wcześniej. Wydawała się być szczęśliwa.
- Powiedz
mi, po co ta cała zabawa z przypominaniem? Czego ty chcesz? – jej dłoń
obejmowała mój policzek. W tamtej chwili byliśmy równi sobie. Jej podbródek na
wysokości mojego, nos przy nosie, oko w oko, czoło przy czole i usta, których
tak bardzo mi żałowała. Czułem na twarzy jej ciepły oddech z wonią aromatu
owocowego wina. Jej długie rzęsy padały cieniem na dolne powieki. Była po prostu
piękna.
-
Ciebie. – wyszeptałem, a po jej ciele przebiegły dreszcze. Trąciłem
niespiesznie swoją wargą jej usta.- Co z twoją zasadą?
-
Płacisz mi? To chrzanić ją. – jej rozpalone usta zaczęły napierać na moje.
Smakowały zabójczą mieszanką whisky, owocowego słodkiego wina i piwa. Wpadłem w
trans, moje obie dłonie zaciskały się łapczywie na jej ciele.
Dawno
nie czułem się tak dobrze. Rozgrzane ciało wiło się na moich kolanach. Poczułem
kropelki potu na skroniach, może to po części wina alkoholu, ale ja wierzyłem,
że nie tylko.
Wiedziałem,
że całuję tę prawdziwą Rachelle Roberts. Mimo to, miałem wrażenie, że jest ona
bardziej odważna i pewniejsza siebie. Nie została dotknięta tymi wszystkimi
krzywdami, których doznała, bo o nich, tak jak o mnie, nie pamięta.
-
Nie pamiętasz mnie. – całus i zdecydowane pchnięcie na oparcie kanapy.
-
Masz rację, nie pamiętam Cię.- zassała dolną wargę i rozpięła pasek moich
spodni. Byłem uwięziony w rozkoszy. Uwielbiałem, kiedy ona przejmowała
inicjatywę.
-
Nie wiesz, kim jestem.- wyjąkałem, otwierając usta w szoku, kiedy opuszki jej
palców zjechały po rozporku. Wiele razy myślałem o niej ze mną w takiej chwili,
ale żadne z wyobrażeń i koszmarów sennych nie podołało rzeczywistości. Dzięki
Bogu, zastopowała ocieranie się o mnie i zaczęła rozpinać guziki mojej koszuli,
bo za chwile bym się przed nią skompromitował, zbyt długo tego nie robiłem.
Byłem wrażliwy na każdą najmniejszą, najdelikatniejszą pieszczotę. Nie
potrafiłem się kontrolować tak dobrze, jak wtedy, kiedy mieliśmy treningi
praktycznie codziennie.
-
Opowiedz mi. – jej proszący ton głosu wyrwał mnie z błogiego otępienia.
Ostygłem. Od czego by tu zacząć? Morderca, drań z podwójnym życiem,
świadek koronny, twój prawie narzeczony… Przecież ona albo mnie
zabije, albo ucieknie z płaczem, w najlepszym wypadku dostanie zawału.
-
Wkrótce sobie przypomnisz. – szepnąłem jej do ucha i zostawiłem na nim
pocałunek, na co skuliła się, szeroko uśmiechając. Chwyciłem ją dłońmi pod uda
i uniosłem do góry, wstając z kanapy. Westchnęła mi w usta, całując je
zachłanniej. Zrzucając buty ze stóp jedna ze szpilek otarła się o mój pośladek
na co mruknąłem zaskoczony w jej usta. Lewą dłoń zsunąłem pod jej pupę, gładząc
ją czule, a drugą zatrzymałem na jej szyi. Z trudem trzymałem się na dwóch
nogach, ale w końcu zatrzymałem się przy ścianie, aby odzyskać równowagę i
oparłem ją o nią plecami, wzmacniając nasze namiętne pocałunki. Po krótkiej
przerwie dostaliśmy się do mojej sypialni. Rzuciłem ją na moje łóżko. Zaczęła
się śmiać i głaskać mnie po głowie. Wyglądała na zakochaną. Przesunąłem dłonie
wzdłuż jej ud, wsuwając je pod jej sukienkę. Moje palce zaczęły zsuwać jej
majtki i wtedy naprawdę oprzytomniałem. Dla niej to był tylko seks, dla mnie to
był aż seks. Usiadłem na rogu łóżka, zostawiając ją. Ukryłem twarz w dłoniach.
- Co
się stało? Jak chcesz to ja mogę być facetem, a ty udawaj cnotkę. – poczułem
jak masuje mi na nowo spięte plecy.
-
Nie, nie o to chodzi.- warknąłem rozgoryczony, bojąc się na nią spojrzeć, żeby
jej nie ulec. Odsunąłem się od jej rąk.
-
Daj spokój, wiem czego chcesz. – Hmm… żebyś wszystko sobie
przypomniała, tak to byłoby genialne. Ostatnim razem widziałem ją tak
pijaną w Black Dope, kiedy powiedziałem jej, że nigdy nie powinniśmy być razem.
Zaraz po tym po raz pierwszy odpuściliśmy sobie trening. Rachelle próbowała
pogodzić się z tym, że Gorgina jest moją uczennicą. Tamtej nocy kiedy musiałem
ją zdradzić, czułem się najpodlej w swoim życiu. Teraz nie potrafiłem jej
wykorzystać, zależało mi na niej, nie była każdą.
-
Naprawdę? – zapytałem ironicznie i wstałem z łóżka, patrząc na nią z góry.
Rozczochrana, z rozmazaną szminką na ustach, w czerwonej sukience i zsuniętymi
czarnymi koronkowymi majtkami, lekko zagubiona i pijana, błagającym wzrokiem
prosiła mnie, bym pozwolił jej skończyć to, co zaczęliśmy. Nienawidzę siebie.
-
Daj spokój, nie jestem święta. – spojrzałem na nią zdekoncentrowany.
Przez chwilę miałem nadzieję, że ona wszystko sobie przypomniała i wciąż nie
mogłem zaakceptować myśli, że ona czegoś nie pamięta. Mój pijany umysł po
prostu tego nie przyjmował. Nasze drugie spotkanie, kiedy zachęciła mnie bym to
sprawdził. Jednak to był tylko głupi przypadek, zbitka podobnych słów, to ja
chciałem widzieć w tym coś więcej. - Rozumiem. Ja to mam pecha. Nie
wiesz, że nie można leczyć złamanego serca alkoholem? Sam sobie to zrobiłeś. –
prychnęła wściekła, zsuwając się z mojego łóżka i ubierając majtki. Uraziłem
ją. Czułem się cholernie źle, ale chciałem dobrze. Nie mogłem jej tego
wytłumaczyć, nie zrozumiałaby.
-
Skąd ty to wiesz? – spytałem zaskoczony tym, że wyciąga takie wnioski.
-
Wyglądasz na takiego, który lubi kłopoty. – stanęła ze mną twarzą w twarz.
Twarz, która jak zwykle, kiedy była trzeźwa wyrażała pogardę.
-
Nie zrobię tobie tego, obiecałem, że zaczniemy od nowa inaczej. Nie będę tobą
manipulował. – oznajmiłem szczerze, obejmując dłońmi jej łokcie.
-
Jesteś pierwszym facetem, który mnie odrzucił. – wyłkała z drżącymi ustami.
-
Nie odrzucam cię. Nigdy. – zapewniłem, całując ją opiekuńczo w czoło.
-
Chłopie, inni na twoim miejscu wykorzystaliby każdą. Za mało wypiłeś? – mamrotała
nadal niezadowolona. To było dla niej nienormalne.
-
Ale ty nie jesteś każdą, jesteś jedyną. – wykrztusiłem, patrząc na jej lekko
zaczerwienione oczy.
-
Jesteś słodkim kłamcą, Jay. – powiedziała i zwyczajnie mnie przytuliła.
Ziewnęła i nie odezwała się ani jednym słowem. Chwiejąc się, rzuciła się na
moje łóżko w ubraniach i przytuliła rozpalone policzki do mojej białej
poduszki. – Ładnie pachnie.- wysapała sennie, ziewnęła jeszcze raz i zamknęła
oczy. Przykryłem ją ciepłym kocem. Monotonna piosenka wciąż grała w salonie,
usypiając ją.
Jenny, słodka Jenny
jej usta są jak miód,
serce ma jak lód.
Jenny, słodka, krucha Jenny
przez sekundę miałem ją w
ramionach
by uciekła tak po prostu.
Co noc taka samotna…
Jenny, moja słodka Jenny,
zostawiła tylko dotyk swoich
ust
żadnego śladu, nie zobaczę jej
znów…
Ranek
był dosyć chaotyczny. Całą noc spałem na podłodze. Słońce przebijało przez
granatowe zasłony, oślepiając mnie. Od momentu, w którym ją obudziłem, już
byłem pewien, że Rachelle nic nie pamięta z wczorajszego wieczoru. Na pewno nie
pamięta tego, co chciałbym, żeby zapamiętała, jak na przykład to, że się
całowaliśmy. Może tylko udawała, by o tym nie rozmawiać.
- Ja
mam chłopaka! – krzyknęła zrozpaczona, miętoląc w rękach moją kołdrę.
-
Wcześniej też miałaś. – mruknąłem pod nosem rozkapryszony.
- Co
powiedziałeś? – warknęła na mnie, spoglądając zabójczym wzrokiem.
-
Nic, zupełnie nic. – prychnąłem, szukając w szufladzie czystych bokserek.
–
Głowa mi pęka. – powiedziała nieco słabszym i łagodniejszym tonem, siadając na
łóżku. Dłonią złapała się za czoło, marszcząc brwi z bólu.
-
Weź to, powinno pomóc.- uśmiechnąłem się smutno, podając jej szklankę wody z
cytryną i tabletkę.
-
Dziękuję.- powiedziała, połykając tabletkę i wypijając szklankę do połowy. –
Czy my…- odkryła z lękiem kołdrę, wyraźnie czując ulgę, kiedy zauważyła, że ma
na sobie majtki.
-
Nie, nie spaliśmy ze sobą.- powiedziałem zmuszając się do naturalnego tonu
głosu i uśmiechnąłem się znowu nieszczerze. W środku nocy, wymamrotała
niewyraźnie bym pomógł zdjąć jej stanik i sukienkę.
- To
dobrze, tak sądzę. – uniosła jedną brew do góry i przechyliła głowę w bok,
zerkając na mnie, czy się z nią zgadzam, aby potem wypić resztę wody pozostałej
w szklance. Otuliła się ciaśniej kołdrą, przytrzymując ją ramionami,
wystawiając tylko na widok nagie obojczyki i szyję. Stwierdziłem, że kłamcy i
pijacy to ta sama kategoria ludzi. Kiedy już zaczną, nie mogą przestać, a nawet
jeśli spróbują to bardzo łatwo to spieprzyć. - To nie powinno się zdarzyć,
byłam pijana, przepraszam. – Boże ona naprawdę nie wie co mówi. Wiem,
kiedy jest pijana na tyle by nie wiedzieć co robi, a to, co nakłoniło ją do
pójścia ze mną do łóżka z pewnością nie było alkoholem. To byłby czysty seks z
miłości i pożądania. Wiedziałem, że jak najszybciej pragnie wyjść z mojego
apartamentu. Kiedy już ubrała się i poczuła się lepiej, pomogłem założyć na
ramię torebkę i podprowadziłem ją do windy milcząc.
-
Proszę, daj mi czas. – usłyszałem, za plecami kiedy wzywałem windę. - Muszę
poukładać sobie w głowie, to co od ciebie usłyszałam. Przemyśleć to na spokojnie.
Dziękuję za twoją pomoc. Odezwę się. – mruknęła nie patrząc mi w oczy. Chciała
powiedzieć coś jeszcze, ale nagle drzwi windy otworzyły się, a przed nami
stanął Wilson.
-
Cześć Scoot.- burknąłem w jego stronę, drapiąc się po karku. Zerknął zszokowany
na Rachelle.
-
Cześć. – przywitała się obojętnie, zerkając na niego nieśmiało i weszła do
windy zawstydzona. Nie rozpoznała go. Normalnie rzuciłaby mu się na szyję,
jakby był jej starszym bratem. Obdarzyła mnie ostatnim, krótkim spojrzeniem i
wcisnęła przycisk z jajowatym zero na panelu.
- O
kurwa, miałeś rację. – wymamrotał Wilson otępiały, od razu po tym jak zamknęły
się za nią drzwi. Nareszcie wiedział jak się czuję.
-
Teraz to nie jest tak zabawne, co? – zironizowałem zgorzkniały. Ostatnio
wszystko co robiłem wydawało mi się bezsensowne. Wiem, że oczekiwania się nie
spełniają, ale miałem już dosyć. Byłem zmęczony tym, że życie robi ze mnie
idiotę, chociaż ja zapoczątkowałem tą spiralę.
-
Czyli przypominanie jej nic nie pomogło? – spytał spokojnie, przyglądając się
mi.
- A
jak Ci się wydaje? – spytałem złośliwym tonem głosu. - Dlaczego ona mnie kurwa
nie pamięta! Leżała w moim łóżku prawie nagusieńka, a ja nie mogłem jej nawet
dotknąć! – zacisnąłem zęby, niewyobrażalnie na siebie wściekły. Miałem dosyć
tego gówna. Ile razy będę musiał pokutować za jedną fatalnie podjętą, złą
decyzję?
- Stary, powinieneś to jakoś odreagować, bo jesteś nie do wytrzymania.- zwrócił mi uwagę surowym tonem. Wyżywałem się na nim, to prawda. Był jedyną osobą, która wiedziała o wszystkim, nie musiałem mu nic tłumaczyć. Zignorował mnie, siadając na kanapie i włączając konsolę.
- Stary, powinieneś to jakoś odreagować, bo jesteś nie do wytrzymania.- zwrócił mi uwagę surowym tonem. Wyżywałem się na nim, to prawda. Był jedyną osobą, która wiedziała o wszystkim, nie musiałem mu nic tłumaczyć. Zignorował mnie, siadając na kanapie i włączając konsolę.
-
Nie mam z kim. – powiedziałem ponuro. Nie było tajemnicą, że alkohol już nie
działa. Rachelle miała rację, nie powinienem leczyć nim złamanego serca. Musiałem
znaleźć inny sposób żeby się rozluźnić.
-
Idź do burdelu, poczujesz się lepiej. – wzruszył ramionami, nie odrywając
wzroku od gry. Mój najlepszy przyjaciel.
- Nie
zdradzę Rachelle! – podniosłem ton głosu, przez co wreszcie obdarzył mnie swoim
spojrzeniem.
-
Teoretycznie nie jesteście razem. Ona myśli, że ma na imię Jenny i w ogóle Cię
nie pamięta. – oznajmił, machając rękoma. Czy ja zrobiłem się za bardzo
przewrażliwiony? Nie rozumiałem jego zachowania, jak to mogło tak po nim
spływać. Jego przyjaciółka potraktowała go jak obcą osobę! Potem rozgryzłem to.
On tylko udawał, że się tym nie przejmuje. Któryś z nas musiał być silniejszy.
Zachowywał się jakby wszystko było w porządku. Robił te wszystkie rzeczy, które
robiłby normalnie, bo inni ludzie, jeśli stracą kogoś, właśnie tak postępują.
Trzeba żyć dalej. Rok temu też tak zaczynałem, ale dotarło do mnie, że niczym
nie wypełnię tej pustki po Niej. Nigdy nie przyznałem przed samym sobą, że
czegoś się pozbawiłem, że do Niej nie wrócę.
-
Jeszcze mi o tym przypominaj, Scoot. Jeśli będę z kimś uprawiać seks, to będzie
to Ona. Czekałem na nią cały rok. Wytrzymam jeszcze trochę.
-
Brzmi jak nieokreślony celibat. Uważaj, bo faktycznie zaraz zaczniesz być
świętym. To do ciebie nie podobne.- powtarzał w szoku, patrząc na mnie jak na
obłąkanego.
-
Ona ma chłopaka! – syknąłem jakby do siebie, uderzając ręką w kuchenny stół.
Myślałem, że Scoot już odpłynął i nie zwraca na mnie uwagi. Jednak odezwał się
nieproszony.
- To
jest chyba twój najmniejszy problem. Nie przejmuj się tym, w końcu tej nocy
była z Tobą. – mówił do mnie, ze wzrokiem utkwionym w telewizor, na którym
ładowała się jedna z jego ulubionych gier. Zamiast przewracać ze złości
apartament do góry nogami zabrałem swoją sportową torbę i wyszedłem poćwiczyć
na siłowni.
*****
Skoro
Rachelle nie rozpoznała Scoota, musiałem spróbować czegoś innego. Najlepiej
zapamiętujemy informacje, które łączą się z emocjami. Może Rachelle nie
pamiętała mnie dlatego, że jej organizm bronił się przed bólem. Emocje, które
były przeznaczone dla mnie nie były jednoznaczne, czasem sobie przeczyły. Na
początku nienawidziła mnie, ale potem przecież zakochała się we mnie. Była
jeszcze jedna osoba, która mogłaby nią potrząsnąć. Monique. Łatwiej było
znaleźć ją niż Roberts. Wykradłem adres z laptopa Scoota, wpisałem go w GPS i
pojechałem. Małe miasto, dużo kurzu, brudu i smród. Śmieci były porozrzucane na ulicy,
ponieważ kosze na śmieci były pełne. Rak płuc musiał być tutaj powszechną chorobą. Małe budynki, które kiedyś brano za sklepy,
zabito dechami i gwoździami. Wjechałem w aleję starych kamienic ozdobionych
graffiti. Zaparkowałem przed wejściem i zamknąłem drzwi, rozglądając po okolicy. Grupy nudzących się gówniarzy paliło papierosy i piło, opierając się o mury kamienic. Patrzyli na
mnie podejrzanie, zazdroszcząc mi mojego samochodu. Przeszedłem do otwartych
drzwi jednej z kamienic po chodniku posypanym sporą ilością piachu. Na klatce
schodowej wypisane były wyzwiska i groźby. Monique mieszkała w okropnych
warunkach. Przy drzwiach z numerem pięć i napisem ,,Tu mieszka puszczalska
suka’’ spał jakiś bezpański, wychudzony kundel, ale słysząc moje kroki szybko
uciekł na wyższe piętro. Zapukałem do drzwi, bo dzwonek został wyrwany. W szparze,
którą ograniczał łańcuch, ujrzałem blond włosy. Dziewczyna chciała zamknąć mi
drzwi przed nosem, ale szybko wsunąłem w próg swoją stopę, aby jej to
uniemożliwić. Westchnęła z politowaniem i odhaczyła łańcuch z zawiasów.
Wszedłem do mieszkania, które było dla mnie sporym zaskoczeniem. Nie wyglądało
tak ponuro jak myślałem, że będzie po tym, co mijałem po drodze. Gdyby nie mała
ilość światła, kurz i dym papierosowy, dostający się przez okno wyglądałoby
całkiem w porządku.
-
Niezłe gniazdko. – odparłem na przywitanie.
-
Nie każdy żyje z cudzych pieniędzy. – syknęła niezadowolona, że ją nachodzę.
Parzyła jakieś ziółka, czajnik właśnie zagwizdał z zagotowaną wodą. Miałem coś
jej odpowiedzieć, kiedy nagle na podwórku usłyszałem czyjś pijacki śpiew i
granie na gitarze. Panna Howard jak burza podbiegła do otwartego okna,
odsłaniając zszarzałą już białą zasłonę, prawie jej przy tym nie urywając.–
Wynocha spod mojego okna, bo zaraz wsadzę ten twój tępy łeb w tą gitarę i
skończy się to wycie! – wykrzyknęła wychylając się za okno i trzasnęła nim,
kiedy je zamknęła.
-
Wiesz, że od roku nie pojawiła się w hotelu? Możesz wrócić twój pokój zawsze na
Ciebie czeka. Ta okolica wygląda na ciekawą, ale pewnie chciałabyś trochę
spokoju. – zaproponowałem, przyglądając się mosiężnej figurce słonia z
podniesioną trąbą, leżącego na jednej z półek sosnowego segmentu.
-
Justin, nie przyszedłeś tu z troski o mnie. Do rzeczy.- usiadła, ze swoimi
ziółkami na kanapie przykrytej czterema włochatymi kocami w różnych kolorach.
-
Musisz pomóc mi ją odzyskać. – chrząknąłem, bo zaschło mi w gardle. Patrzyłem
na nią błagalnym wzrokiem.
-
Nie zrobię tego. – pokręciła głową, biorąc łyk ziółek. Podszedłem do Monique i
uklęknąłem przy niej, kładąc dłoń na jej kolanie.
-
Tylko ty możesz to zrobić, byłyście blisko. Kochała Cię, a ty kochałaś ją. Jak
Cię zobaczy może wszystko sobie przypomni… - namawiałem ją. Wiedziałem już, że
nie poradzę sobie z tym sam. Potrzebowałem pomocy.
- To
już przeszłość, nie łączy mnie z nią nic odkąd zabiła Howarda. – złożyła ręce
na piersi, odwracając ode mnie obrażona głowę.
- On
był zimnym draniem! Musiała to zrobić, inaczej on by ją zabił.- chwyciłem ją za
ręce. Nie poddam się tak łatwo. Monique znała prawdę, wiedziała że mam rację,
mimo to była bardzo uparta i nieustępliwa.
-
Wiesz, żałuje że namawiałam ją do tego by z tobą była. Gdyby nie ty on żyłby
dalej, a ona byłaby z nim. Niestety ty musiałeś to zepsuć. – mówiła z głębokim
żalem, w jej oczach pojawiły się łzy.
-
Monique, wiesz że tak jest lepiej. – odparłem kojącym tonem. Zaczęła się
trząść, więc pozwoliłem jej chwilę pomilczeć.
-
Uważasz, że skoro nic nie przypomniała sobie, gdy zobaczyła ciebie, to może
rozpozna mnie? – spytała, spoglądając na mnie z powątpiewaniem, wycierając łzy
z policzków rękoma. Jej usta zamieniły się w smutną podkówkę.
-
Znałyście się długo wcześniej. Błagam, spróbuj. Chcę ją odzyskać. – szepnąłem z
bezsilności, przecież nie prosiłbym ją o to, gdyby istniało jakieś inne
wyjście. To, co jej zrobiliśmy było nie do wybaczenia, cierpiała przez nas. W
każdej walce są ofiary, niestety padło na osobę, która była jej bliska, ale
każdy z nas odczuwał tego konsekwencje. Rachelle nie chciała zostawiać jej z
tym samej, to Monique zdecydowała się, żeby nas opuścić. Może gdyby nie unosiła
się dumą, powstrzymałaby Rachelle przed wyjazdem do Los Angeles, a do wypadku
by nie doszło. Niestety, stało się tak jak miało się stać i nie mogliśmy nic z
tym zrobić.
-
Okej, spotkam się z nią, ale jeśli za pierwszym razem się nie uda, nie pomogę
Ci w tym więcej. – powiedziała zdecydowanie i wstała z kanapy. Uśmiechnąłem się
zwycięsko.
-
Proszę, twoje lodowate serce trochę stopniało.- klasnąłem w ręce zadowolony.-
Nie zostawisz jej, gdy przypomni sobie kim jesteś. – mówiłem przekonany,
o tym, że mam rację, wprawiając ją w zakłopotanie.- Nie możesz o tym
zapomnieć i po prostu wybaczyć? – zapytałem zanim zdążyłem to przemyśleć.
-
Zapomnieć o tym, że zabiła człowieka, który był moim bratem przez tyle lat?! –
warknęła oburzona, na co zapobiegawczo począłem cofać się do wyjścia. - Nie. –
odpowiedziała sobie samej. - Zamknij się i wyjdź, bo się rozmyśle! – zagroziła
z jadem w głosie. Tak więc zrobiłem. Wychodząc na ulicę, nie mogłem nie
zauważyć, że maska i przednie drzwi mojego samochodu były porysowane. Gdy tylko
pojawiłem się w drzwiach kamienicy, krzyki i śmiechy osób stojących przed nią
ucichły. Od razu zerknąłem na jednego napakowanego, czarnoskórego mężczyznę z
wytatuowanymi ramionami, uśmiechającego się kpiąco i zaciągającego się
papierosem. Przepchnąłem się przez grupkę jego kolegów, chichoczących i
patrzących na niego z uznaniem. Z zaskoczenia, nic nie mówiąc zadałem mu lewy
sierpowy, potrząsnąłem ręką,ponieważ jego szczęka nie była tak miękka jakbym
chciał, obracając się na pięcie wsiadłem do mojego samochodu i z piskiem opon
ruszyłem do LA, żeby zdążyć na występ Harvey’s Girls. Miały na sobie
czarne szpilki, przylegające do ciała spodnie i czarne żakiety z dużym dekoltem
odkrywające kawałek ponętnych piersi. Włosy schowane w czarne kapelusze sprawiały, że wydawało mi się, że oprócz wzrostu i postury ciała nic je nie różni. Dwanaście niezawodnie pięknych, tajemniczych twarzy. Usta
podkreślone wściekłą czerwienią pomadki niczym znak stop, ostrzegały by zanadto się nie zbliząć. Tańczyły w rytm klasyku jednego z twórców R&B, Hit
The Road Jack Raya Charles'a. Zaczęły występ siedząc na dębowej, z lawendowym obiciem
kanapie. Połowa siedziała na niej w różnych pozycjach, jedne niechlujnie w
rozkroku, podpierając głowę ręką, drugie z założoną nogą na nogę. Uderzały wraz
z perkusją w dębową część mebla, albo tupały stopami. Druga połowa, w liczbie
sześciu opierała się o kanapę, uwydatniając swoje odkryte piersi z wyzywającymi
wyrazami twarzy. Wszystkie dwanaście par oczu patrzyły na widownie. Podłe
kobiety wstały leniwie z kanap, zaczynając przechadzać się po całej scenie
zmysłowym żołnierskim marszem w idealnej synchronizacji. Groziły wskazującym
palcem mężczyznom na widowni, od których ani na chwilę nie odrywały wzroku.
Kręciły zmysłowo biodrami, uśmiechając się złośliwie. Po sali rozpanoszył się
czyiś ironiczny, duszący śmiech. W końcu, kusząc coraz bezczelniej, dziewczyny
zerwały z siebie garnitury, odkrywając czarne body z cekinami i frędzlami. Ich
biodra trzęsły się jak przy salsie. Przebierały szybko nogami, wystukiwały
obcasami idealny rytm piosenki wraz z perkusją. Kiedy grała partia trąbek,
udawały że grają na nich swoimi zwinnymi palcami. Zrzuciły kapelusze uwalniając nieokiełznane kosmyki włosów, spadające falą na ich ramiona, powodując gorącą wrzawę. Trzy z nich rozpoznałem. Rachelle,
Jessica i Candice stały obok siebie. Ku mojemu zaskoczeniu, kiedy schodziły ze
sceny, tym razem Rachelle podbiegła do mnie.
-
Mówiłam Ci, że muszę to wszystko przemyśleć. Miałeś tu nie przychodzić i dać mi
czas.- szepnęła mi do ucha, kręcąc się wokół mojego krzesła.
-
Wiem, wczoraj się nie udało, ale musimy próbować, może gdybyś…- chwyciłem ją za
rękę, powodując że usiadła mi na kolanach tracąc równowagę.
-
Nic, wy faceci nic nie rozumiecie! Tysiąc twoich słów, nie zmieni tego, że Cię
nie pamiętam! – przekrzykiwała muzykę.
-
Proszę, daj mi szansę! Naprawdę nie chcesz wiedzieć, co robiłaś przez tyle lat
swojego życia? – obserwowałem jej oczy rozbiegane po całej mojej twarzy. Znowu
załzawione… Pobiłem swój rekord doprowadzania kobiet do płaczu.
-
Nie, po prostu boję się , co mogę odkryć. - Nie mogło być inaczej. Ona i jej
cholerne niezawodne przeczucia.- Boję się, że przez te lata działo się coś, o
czym dawna ja chciałaby zapomnieć. – szepnęła, całując mnie w ucho i wstając na
nogi.
-
Rozumiem, ale bez tych wspomnień nie jesteś sobą! – krzyknąłem za nią
rozżalony.
-
Czemu tak uważasz? – Bo gdybyś była sobą, kochałabyś mnie. Muzyka
powoli ucichła, występ się kończył. Nie słyszała moich myśli, więc szybko
obróciła się na pięcie i uciekła do garderoby. Zamurowało mnie.
Pozwoliłem jej uciec, chociaż obiecałem, że już nigdy jej do tego nie zmuszę. Brakowało
tylko zabawy w A
pamiętasz jak… ale byłaby bez
sensu, bo jej odpowiedź, za każdym razem brzmiałaby Nie.
________________________________________
Ten rozdział wymagał ode mnie naprawdę wiele uwagi.
Nacieszcie się nim, bo na następny taki moment,
będziecie musieli trochę poczekać.
Ten rok zmienił też Justina i chciałam Wam to pokazać.
Wicked Games początkowo miała być w zwiastunie.
Wicked Games początkowo miała być w zwiastunie.
Wiecie jaka to radość, kiedy czytam Wasze komentarze?
Nie mogę się przestać wtedy uśmiechać.
Dają naprawdę kopa do pisania rozdziału.
Ten jest na razie najdłuższy z drugiej części.
Ten jest na razie najdłuższy z drugiej części.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz