,,Kobieta
sukcesu nie potrzebuje mężczyzny.’’
,,She worked her way through a cheap pack
of cigarettes
Hard liquor mixed with a bit of intellect
And all the boys, they were saying they
were into it
Such a pretty face, on a pretty neck
She's driving me crazy, but I'm into it,
but I'm into it
I'm kinda into it {...}
She sits beside me like a silhouette
Hard candy dripping on me 'til my feet are
wet
And now she's all over me, it's like I
paid for it
It's like I paid for it, I'm gonna pay for
this
Oh, I think she said
"I'm having your
baby, it's none of your business"
Harry
Styles – Kiwi
Jenny’s
POV
Nazywają
mnie Jenny. Szesnaście miesięcy temu straciłam pamięć. Miałam poważny wypadek.
Starano się znaleźć moich krewnych, ale nikt do tej pory się nie zgłosił. Mam
około dwadzieścia trzy lata i nawet nie wiem, kiedy mam urodziny. Czuję, że
wszyscy mi o czymś nie mówią. O czymś ważnym. Nie wiem dlaczego. Mam amnezję
wsteczną, co oznacza, że w każdej chwili mogę przypomnieć sobie cały rok mojego
życia. Pamiętam tylko niewiele warte szczegóły, których nie mogę uporządkować.
Fragmenty z dzieciństwa, które przypominają urywki snów, dlatego nie jestem
pewna czy są prawdziwe. Pamięć człowieka ma to do siebie, że nie jest idealna.
Bardzo często rekonstruując wspomnienia dodajemy do nich rzeczy, które tylko
nam się wydają, że powinny tam być. W mojej głowie jest pustka, kiedy o tym
wspominam, naprawdę mam to dosłownie na myśli. Rekonwalescencja zajęła mi dużo
czasu, ale od początku było wiadomo, że nie powrócę do poprzedniego stanu.
Traktowano mnie jak pacjenta NN, człowieka znikąd. Z punktu widzenia prawa i
władzy państwowej oficjalnie nie istniałam. Pielęgniarki nie chciały zwracać
się do mnie bez osobowo, więc wybrałam sobie imię. Nazywali mnie ‘tą szczęśliwą
dziewczyną,’ a ja naprawdę tego nie rozumiałam. Jak mogłam być szczęśliwa,
kiedy nie wiem kim jestem?
Któregoś
wieczoru, znudzona zeszłam na dół, błądząc po oddziale neonatologii. Było tam
tak przyjemnie, kolorowo i nie pachniało szpitalem. Nie miałam zamiaru się na
nim pojawić, nogi same mnie tam zaniosły.
Stanęłam
przed szklanymi drzwiami, otulając się szlafrokiem, który kupiła mi jedna z
pielęgniarek opiekujących się mną. Małe inkubatory i łóżeczka były poustawiane
w sali równolegle. W każdym łóżeczku leżało jedno dziecko z malusieńkimi
rączkami i nóżkami. Były takie słodkie i niewinne. Większość z nich głęboko
spało, tylko jedno kręciło się niespokojnie, błądząc oczkami po suficie.
Uśmiechnęłam się do siebie. Wtedy pierwszy raz poczułam ciepło w sercu. Płomień
nadziei, że mogę zacząć swoje życie od nowa. Lekarz nie musi mnie przenosić do
szpitala dla psychicznie chorych. Cały czas skupiałam się na tym, żeby
przypominać sobie chwile sprzed wypadku. Płakałam nocami z bezsilności,
zaciskając wargi razem aż nie poczułam bólu. Tak jak inni ubzdurałam sobie, że
póki tego nie zrobię nie mogę zacząć żyć normalnie, a te dzieci? Te dzieci były
podobnie jak ja pustą, niezapisaną kartką. Ich życie właśnie się zaczynało. Ich
widok dodał mi sił w najtrudniejszych chwilach. Nie potrafiły jeszcze ani
mówić, ani się poruszać, ale niezaprzeczalnie to one najbardziej rozumiały mnie
od wszystkich, których poznałam w tym szpitalu. Od
paru tygodni zaczęłam się zastanawiać nad tym by opuścić go. Leczenie nie
przynosiło rezultatów. Oczywiście, złamana kość przedramienia zdążyła już się
zrosnąć, rany zabliźnić, ale nic sobie nie przypomniałam. Nie miałam dokąd
pójść, dlatego jeszcze tu kwitłam. Martwiono się, że nie będę w stanie
funkcjonować w społeczeństwie. Przeszłam poważną operację wycinania krwiaka
mózgu. Muszę przyznać jednak, że jest lepiej niż na początku. Podobno pierwsze
tygodnie po przebudzeniu ze śpiączki traciłam pamięć co kilka minut. Nie byli w
stanie ze mną rozmawiać. Teraz wszystko wydaje się normalne, ale nadal czuję,
że patrzą na mnie jak na wariatkę, bez przerwy mnie obserwując. Z tego powodu
wyszłam na chwilę do parku. Pomyślałam, że zmiana otoczenia pomoże mi podjąć
ostateczną decyzję. Miedzy alejkami spotkałam kobietę. Patrząc na wózek z
maleństwem mimowolnie się uśmiechnęłam, co nie uszło jej uwadze. Zaczęłyśmy
krótką rozmowę, kiedy uprzejmie zapytała o moje zdrowie. Wpatrywałam się w
chłopczyka otulonego kocykiem w wózku, aby powstrzymać się od płaczu. Kobieta
była poruszona moją historią. Wtedy nie spodziewałam się, że to ona pomoże mi
wyjść na prostą. Z początku mieszkałam u niej z jej dzieckiem. Cassidy
wychodziła popołudniami i wracała nocą, a ja zostawałam z malcem. Wydawało mi
się to podejrzane, więc po kilku dniach zapytałam ją wprost czy jest
prostytutką. Okazało się, że byłam w błędzie. Cassidy dziedziczyła interes po
ojcu. Nazywali je magiczną dwunastką Harveya. Ojciec Cassidy uwielbiał jazz i
kobiety, prowadził frywolne życie. Do otworzenia tego miejsca zainspirowała go
piosenka Lou Bega Mambo No.5. Stąd
liczba dwanaście, tak jak dwunastokrotne wymienianie kobiecych imion w tekście
piosenki. Był człowiekiem zabawy i dobrego towarzystwa, przynajmniej tak
opisywała go jedyna córka. Niestety, alkohol i narkotyki zabrały go stąd zbyt
szybko, podobnie jak przewlekła choroba jego żonę. Żarliwie kochał swoją córkę
i przekazał jej żyłkę do interesu. Nauczył ją, że ciało człowieka jest
najpiękniejszym dziełem sztuki i nie powinno się go wstydzić. Któregoś dnia
zaprowadziła mnie do swojego klubu i tak w nim zostałam. W moim przypadku
miałam zacząć pracować jako kelnerka, ale z zamiłowania okazałam się amatorką
tańca na rurze. Tak naprawdę nie wiedziałam, że to potrafię. W którąś sobotę
przyszłam do klubu Cassidy, bo ta zapomniała zabrać kluczy z domu. Kazano mi na
nią poczekać, trwało to trochę dłużej niż się spodziewałam. Zauważając rurę na
środku sceny po prostu weszłam i spróbowałam. Gdy moja przyszła szefowa wyszła
z garderoby zaczęła klaskać i oznajmiła, że to miejsce dla mnie. Skomentowałam
to śmiechem, ale ona nie żartowała.
Wahałam
się, nie chciałam być obmacywana przez pijanych facetów, ale Cassidy spokojnie
mi to wytłumaczyła. Miałam jedynie tańczyć i wyglądać seksownie, nikt nie
zmuszał dziewczyn do prostytucji, tutaj była zakazana. Jeśli dowiadywała się o
takim przypadku wyrzucała dziewczynę na bruk. Zapewniała tancerkom ochronę i
dobre zarobki. Czułyśmy się tutaj bezpiecznie. Tak jak mówiłam, dwanaście
ślicznotek. Jedne tańczyły Burlesque, inne były kiedyś striptizerkami. Jedna
byłą modelką, druga kręciła kiedyś seks taśmy, trzecia była kiedyś
luksusową panią do towarzystwa. Każda z
nich miała jakąś przeszłość i przytłaczające doświadczenia, tylko ja nie miałam
własnej historii do opowiedzenia. Zbywałam je, kiedy pytały mnie o przeszłość,
dlatego niektóre z nich były w stosunku do mnie bardzo podejrzliwe. Później jednak
zaprzyjaźniłam się z Candice i część z nich się do mnie przekonała. Generalnie byłyśmy
dla siebie uprzejme, Cassidy podkreślała, że jesteśmy jedną wielką rodziną.
Chyba tego właśnie brakowało w moim nowym życiu. Rodziny.
Na
kwadrans przed północą zawsze szykowałyśmy oryginalny występ, który
trenowałyśmy od dwunastej w południe. Z początku było mi trudno, tylko się
przyglądałam, ale po kilku treningach było coraz lepiej. Starałam się, nie
chcąc zawieźć mojej szefowej. Taniec pozwalał mi na chwilę się rozluźnić. Nie
spodziewałam się, że okaże się lepszą terapią niż co tygodniowe rozmowy z
psychologiem, które mi narzucono po wypadku.
Drugą
usługą praktykowaną w Harvey’s Girls był indywidualny taniec w specjalnie
przeznaczonych do tego pokojach. Tam głównym zadaniem było uwieźć klienta, by
wracał po więcej. Reguły były mniej zaostrzone niż na występie głównym, na
którym nigdy nie wolno nam było się do końca rozebrać. Striptiz był
przereklamowany. Mogłyśmy przytulać, całować i dotykać, ale jeśli cokolwiek nam
się nie spodobało, ochroniarz czekał za drzwiami aby zainterweniować. Jeśli
chodzi o indywidualne występy miałyśmy wolność wyboru. Kiedy pojawiał się
chętny klient ochroniarz przychodził i rozpoczynał licytację.
-
Wiek? – krzyknęła któraś z tyłu. Siedziałyśmy w garderobie po udanym występie
zakończonym gromkimi brawami. Każda z nas miała swoje stanowisko z krzesłem i
podświetlanym lustrem. Zmywałyśmy makijaż i przebierałyśmy się z kostiumów.
-
Przed trzydziestką. – na te słowa od razu większość z nas obróciła głowę.
-
Ocena? - zapytała kolejna, gdzieś z
mojego lewego boku.
-
Osiem na dziesięć, ale jak dla ciebie to pewnie sześć. – mruknął Ben do bardzo
wymagającej i wyrachowanej Sally.
-
Skoro nasz Ben tak mówi, to na bank dziesięć na dziesięć. – wymamrotała cicho
Natalie, która siedziała obok mnie. Ben sądził, że tylko on jest chodzącym
ideałem. Miał przystojną twarz, czarne gęste włosy, ale jak dla mnie był za
bardzo umięśniony i szeroki w ramionach. Ciągle pakował na siłowni, bo był od tego
uzależniony. Miał kompleksy z dzieciństwa i obsesję na punkcie swojego wyglądu,
dlatego zaniżał wyniki klientom.
-
Biorę! – krzyknęłam zgłaszając się bardzo spontanicznie.
-
To nie fair! –odkrzyknęła Mary, która chyba zaczęła pytania.
-
Błyskotka była pierwsza.- przyznał Ben, nazywając mnie pseudonimem.
-
Kochana, refleks się liczy.- mruknęłam do oburzonej Mary, mrugając do niej
okiem usatysfakcjonowana, że zarobię dzisiaj premię.
-
Pamiętaj, że to ty w tym miesiącu płacisz czynsz! – krzyknęła Candice, kiedy
kierowałam się do drzwi.
-
Tak, tak. – przytaknęłam, zerknęłam na nią krótko, przewracając oczami i poszłam
za Benem.
Kiedy
odsłoniłam kotarę i spojrzałam na mężczyznę moje nogi zrobiły się jak z waty.
Był cholernie przystojny. Ubrany w białą koszulkę i niebieskie, przetarte
jeansy z dziurami podkreślały jego ostry charakter. Zarost na jego brodzie i
włosy w nieładzie dodawały mu naturalnego seksapilu. Z początku nie zauważył
mojej obecności. Leżał na kanapie z zamkniętymi oczami, wyglądał na bardzo
przemęczonego. Zrobiło mi się go żal. Zaczęłam swój taniec, a on otworzył oczy.
Najwidoczniej poczuł, że nie jest już sam. Spojrzał na mnie przerażony jakby
zobaczył ducha, gdy odwróciłam się na chwilę do niego przodem. Zrobił się jakiś
bardzo spięty, uśmiechnęłam się stwierdzając, że to musi być jego pierwszy raz.
Kiedy oparłam się o rurę zjeżdżając po niej tyłem w dół był już bardzo
podniecony. Pot zwilżył jego czoło. Zdjęłam z siebie jedwabny szlafrok, który
opadł na ziemię wokół moich stóp, pozostając w samej bieliźnie. Przyglądał mi
się uważnie, przyciskając do ust pięść, chyba coś go rozbawiło. Zmarszczyłam
brwi, nie mając pojęcia o co chodzi. Uśmiechnęłam się i puściłam rurę,
podeszłam do niego, zagryzając wargę. Nie wydawało mi się, on powstrzymywał się
od śmiechu. Kiedy zaczął mówić, na dźwięk jego zachrypniętego głosu dreszcz
przeszedł po moich plecach.
-
Szukałem cię i wreszcie cię znalazłem. Zawszę cię znajdę. – powiedział, patrząc
mi w oczy. Był bardzo pewny siebie.
-
Długo ci to zajęło.- odparłam równie pewnie, zaczynając grę. Usiadłam mu na
kolanach i zaczęłam całować go po szyi, na co zassał gwałtownie powietrze
zagryzł dolną wargę. Ktoś tu chyba jest
bardzo zaniedbany. – pomyślałam, nie mogąc pojąć jak ktoś taki o jego
wyglądzie może cierpieć na brak fizycznych przyjemności.
Poczułam
jak jego palce wplątują się w moje włosy. Zadrżałam. To było dziwnie
przyciągające. Boże, jego dotyk był
znajomy, jego twarz. Pewnie często tu przychodził oglądać nasz występ, to
dlatego. Kiedy jego usta omal nie zetknęły się z moimi, odepchnęłam go od
siebie energicznie.
-
Nie całuję klientów w usta. – mruknęłam stanowczo, ale to nie pomogło. Wsunął
palce pod moje majtki, a ja zamarłam w bezruchu. Wstałam z jego kolan jak
oparzona. Po krótkiej wymianie zdań, skończyło się na tym, że zawołam
ochroniarza. Facet ubzdurał sobie, że jestem jakąś inną dziewczyną i jeszcze
się na mnie wściekał. Tamtej nocy śnił mi się sen, który prześladował mnie w
szpitalu wielokrotnie.
Siedzę z kieliszkiem Burbona przy
barze. Mężczyzna wpada do kasyna, rozglądając się dookoła. Zwracam uwagę na
jego szyję, na której wisi nieśmiertelnik i umięśnione ramiona z równie
wyrzeźbionym jak u atlety brzuchem zakrytym białym materiałem koszulki. Nie
patrzę na jego twarz, bo za bardzo się boje. Idzie w moją stronę, więc próbuję
to zignorować udając, że go nie widzę. Siada obok mnie i obejmuje od
niechcenia. Patrzę na jego wytatuowaną rękę zwisającą na moim ramieniu.
Zamglonym wzrokiem po alkoholu nie widzę dokładnie konturów tatuażu. Kulę się
zawstydzona. Jego usta nagle atakują moje ucho cichym, mruczącym szeptem.
- Jestem zaskoczony, że widzę cię
tutaj znowu…
Weszłam
do klubu w pośpiechu rzucając swoje rzeczy przy jednym ze stolików na sali
głównej. Od upału panującego na zewnątrz zakręciło mi się w głowie. Na całe
szczęście tutaj było o wiele chłodniej. Muzycy podłączali swój sprzęt. Dziewczyny
stały na scenie, pomachałam do nich na przywitanie, zaczesując niesforne włosy
do tyłu.
-
I jest nasza spóźnialska. – odezwała się rudowłosa dziewczyna, polerująca
szklanki. Mówili na nią Jess, ponieważ uważała, że Jessica brzmi jak imię
gwiazdy porno.
-
Miałam ciężki poranek, musiałam wyświadczyć Cassidy przysługę. – Na moją
odpowiedź zmarszczyła brwi, nie dowierzając.
Reflektor na scenie oślepił mnie. Zakryłam oczy ręką, grymasząc się. Usłyszałam
od perkusisty który ustawiał oświetlenie
krótkie przepraszam. Jeden z chłopaków zszedł z podwyższenia przy scenie, na
którym stały instrumenty by przywitać się ze mną buziakiem w policzek.
-
Wiesz, że jesteśmy sobie przeznaczeni? – spytał, niewinnie na mnie patrząc.
-
Doprawdy? – uśmiechnęłam się do niego zawadiacko.
-
Tony i Jenny, przecież to brzmi idealnie, czy nie jest to oczywiste? – Tony objął
mnie w talii, a ja parsknęłam śmiechem, wzruszając ramionami.
-
To rymy, nie przeznaczenie. – oznajmiłam, wyswobadzając się z jego uścisku.
Tony był narcystycznym wokalistą i basistą jazzowym. Nasza skromna orkiestra
składała się z jazzowych muzyków, którzy razem studiowali w szkole muzycznej i
to właśnie tam się poznali. Byli cudakami, najlepszymi z najlepszych, ale mimo tego,
że znali doskonale wszystkie standardy jazzowe, to rock grał im w sercach. Tony
wszystkie z nas tak zaczepiał. Z jakiegoś powodu ubzdurał sobie, że jesteśmy
jego groupies. Jak większość przyjmowałam jego zaczepki z rezerwą. W końcu nie
robił tego po chamsku, był naprawdę
miły, poprawiał nam tym humor i podbudowywał pewność siebie. Chłopak poszedł na
zaplecze po jakieś kable, których im brakowało.
-
Ten gość jest najseksowniejszym facetem na świecie.- westchnęła Jessica,
opierając się o bar, wpatrując się w miejsce przy którym zawsze siedział On.
Facet, którego przy pierwszym spotkaniu stąd wywaliłam. Potem przychodził tutaj
codziennie i nie tylko ja to zauważyłam. Był bezczelny, przekupując
ochroniarzy. Nie było dnia, żeby nie zjawił się tutaj na nasz występ. Jeśli by
go zabrakło, zaczęłabym się nawet martwić, że coś mu się stało.
-
Totalnie. – powtórzyła za nią Sally. Przewróciłam oczami z zażenowania.
-
Mówiłaś tak tydzień temu, widząc tego Latynosa. Za tydzień będzie następny.-
oznajmiłam z powątpiewaniem, wypijając szklankę wody. Zdążyłam już poznać Jess.
Jej specjalnością było rozeznanie się w naszych klientach. Szukała potencjalnej
ofiary każdego wieczoru. Zakochiwała się tak szybko jakby nadal miała piętnaście
lat, kiedy docierało do niej, że to nie jest Romeo z jej snów, tylko głupie
zauroczenie równie szybko sobie odpuszczała.
-
Och nie, dam sobie uciąć rękę…- jęknęła miękkim głosem, odpływając rozmarzonym
wzrokiem do swoich fantazji, póki Cassidy nie zawołała nas na scenę.
Tydzień
później ‘najseksowniejszy facet na świecie’ zabrał mnie na plażę. Potrafił mnie
rozbawić, zainteresować wcale nie banalną gadką. Najbardziej zaintrygowała mnie
jednak jego tajemniczość. Był to jeden z lepszych weekendowych wieczorów,
których nie spędzałam w pracy. Chciałam mu odmówić, ale słono zapłacił, żeby
móc ze mną porozmawiać, więc zrezygnowałam. Po wspólnej przejażdżce z Justinem
nad jezioro, wróciłam do mojego mieszkania. Candice leżała już w łóżku i
przeglądała coś w telefonie. Właśnie skończyłam składać swoje rzeczy i chować
je do szafy.
-
To po prostu dziwne. Czuję się tak, jakbym od dawna go znała. – odparłam, biorąc
z miski jedno jabłko, bo chińszczyznę jadłam trzy godziny temu i ponownie
zrobiłam się głodna.
-
Dobrze się rozumiecie.- mruknęła beznamiętnie, ani na sekundę nie odrywając
wzroku z urządzenia
-
Zawsze, gdy go widzę czuję w sobie takie napięcie, jakby on był kimś
niezwykłym. Pewnie jest tym typem dupka z wybujałym ego, ale potrafi być uroczy…
Znam go parę dni, ale już czuję się do niego przywiązana. Czy to normalne
Candice? - nie uzyskując szybko
odpowiedzi, zerknęłam na nią. – Śpisz? – spytałam i usłyszałam tylko jak
chrapie. Świetnie, zwariowałam.
*****
Byłam
bardzo roztargniona po nocy spędzonej u niego. Nie szło mi uczenie się kroków,
cały czas myślałam o tym, co mi mówił. Dlaczego dopiero teraz mnie odnalazł?
Minęło tyle czasu. Gdzie był, kiedy leżałam w szpitalu, a za każdym razem gdy
otworzyłam oczy głupie, niewygodne
krzesło obok mojego łóżka było puste. Wspomniał coś o moim tacie, a co z resztą
rodziny? Miałam tyle pytań, a on mógł znać odpowiedzi. Z drugiej strony nie
wiedziałam, czy w ogóle chce mu zaufać. Nic z tego nie rozumiem. Na zdjęciu
byłam ja, ale wyglądałam trochę inaczej. Ten psychol nie kłamie. Nie wiem, co
się ze mną działo. Ostatnio tylko nawiedzało mnie dosyć okropne wspomnienie z
dzieciństwa, o którym on z resztą wiedział. Jak mam o tym wszystkim powiedzieć
Jamesowi? Justin znał mnie lepiej niż ja
siebie samą, przecież to niepoważne.
Nie
wiem kim on jest i nie wiem, kim jestem ja. Chyba straciłam siebie…
-
Pan Intensywny Wzrok nie może oderwać od ciebie oczu! – dogryzła mi Jess,
odrywając mnie od moich rozmyślań. Uhh… wymyśliła
mu niezłą ksywkę. Już nie był tym najseksowniejszym, bo z tego co wiem,
pojawił się nowy obiekt zainteresowania, do którego robiła mydlane oczy. Jak
zwykle miałam rację.
-
Nie tylko jego wzrok jest intensywny. – Jego
dotyk jest bardziej intensywny. – chciałam dodać, ale szybko ugryzłam się w
język. Spojrzała na mnie zszokowana, ale nic więcej nie powiedziała, bo Tony z
chłopakami zaczęli grać. Ćwiczyli swój utwór do konkursu kapel, który odbędzie
się za dwa tygodnie. Szefowa pozwoliła im zająć scenę na kilka godzin przed
otwarciem. Piosenka była w typowym rokowym stylu. Tekst linczował dziewczynę
Tony’ego, która rozstała się z nim, nie mówiąc mu, że jest w ciąży. Gdyby to
usłyszała dobitnie poszło by jej w pięty.
Następnego
dnia postanowiłam, że muszę odwiedzić mojego lekarza. Wydzwaniał do mnie wiele
razy, ale nikt nie mógł mnie siłą zaciągnąć do szpitala. Postawiłam pierwsze
kroki na oddziale neurochirurgii, na którym leżałam pół roku i poczułam
nieprzyjemne dreszcze. Rozbudziły się we mnie niemiłe wspomnienia.
-
Szukam doktora Thomsona. – odezwałam się, stojąc przed pielęgniarką, która od
razu mnie rozpoznała. Objęła mnie ramieniem, pytając czy wszystko u mnie w
porządku i podała mi numer pokoju, w którym powinien się znajdować. Od razu
weszłam do gabinetu. Musiałam być dla niego naprawdę ważną pacjentką, skoro gdy
tylko mnie zobaczył, wstał z krzesła z zaskoczonym wyrazem twarzy i powitał
mnie moim wymyślonym imieniem z uśmiechem, podając dłoń.
-
Dzień dobry, nie chciałam tu przychodzić…- urwałam na chwilę chrząkając. – ale
zdaje mi się, że pan będzie wiedział, co powinnam zrobić, bo… - plątałam się w
słowach, bawiąc się palcami. – spotkałam kogoś, kto znał mnie przed wypadkiem.-
oznajmiłam zdenerwowana, na co on automatycznie pobladł.
-
To wspaniale. – westchnął z trudem, odwracając wzrok. – W czym problem?
-
Czy myśli pan, że powinnam przez niego próbować przypominać sobie swoją
przyszłość? Poukładałam już swoje sprawy i było całkiem dobrze, nie wiem po
prostu czy to dla mnie dobre. Nie chciałabym wrócić przypadkiem do stanu po
operacji.
-
Proszę pani, przypominanie może być nieco gwałtowne i nieprzyjemne, ale
zapewniam że powrotne zaburzenia nie powinny pojawić się znowu. Niech pani
będzie wyczulona na wszelkie podejrzane objawy. Musi pani uważać na urazy
głowy. Mogę?
-
Tak, proszę. – odpowiedziałam, pozwalając mu się zbadać. Podłączył mnie do
specjalnego sprzętu i kazał mi się nie ruszać przez chwilę.
-
Wszystko jest w porządku. – odparł po kilkunastu minutach, spoglądając na mnie
znad ekranu komputera. - Decyzja należy do pani, ale proszę uważać też z opowieściami
innych. Każdy widzi wszystko zupełnie inaczej. Opowiadania mają być dla pani
pomocne, ale nie może pani błogo wierzyć we wszystko, co usłyszy. Ludzie są
różni. – przestrzegł mnie odprowadzając do drzwi. Pokiwałam słabo głową, dało mi to do myślenia.
– Żegnam panią…
-
Rachelle Roberts. – dokończyłam, wypowiadając swoje domniemane prawdziwe imię i
nazwisko. Wychodząc ze szpitala nie wróciłam od razu do domu. Poszłam do
hotelu, w którym Justin miał swój apartament. Musiał być naprawdę nadziany. Nadal
nie miałam jego numeru, więc dobrze że pamiętałam chociaż jak tu się dostać.
Kiedy drzwi windy się otworzyły był naprawdę zaskoczony, że mnie widzi.
Poprawił swoją koszulę, bo leżała na nim niedbale i przeczesał swoje włosy.
Uśmiechnęłam się widząc go tak zakłopotanego. W dzikich, rozczochranych włosach
był równie perfekcyjny jak w spokojnie ulizanych.
-
Cześć. – odparłam słabym głosem, przybliżając się do niego.- Um… nie miałam
twojego numeru, przepraszam…
-
Nie, po prostu nie spodziewałem się
ciebie. –mruknął przerywając mi i podrapał się po karku. Miał kaca, a odór
alkoholu czuć było w całym mieszkaniu. Kiedy weszliśmy do salonu, pozbierał
leżące na podłodze butelki w pośpiechu, chociaż i tak zdążyłam je już zauważyć
i nie specjalnie mi przeszkadzały. Pan Intensywny najwidoczniej lubi być
uważany za porządnickiego. Nagle w progu pojawił się odrobinę od niego starszy
mężczyzna. Mijałam się z nim ostatnio wychodząc stąd.
Justin
zauważając, że już mu się nie przyglądam powędrował wzrokiem za mną.
-To
jest Scoot. – przedstawił mi go, próbując mu coś zakomunikować mimiką i gestami
niezauważalnie, ale jego jak zdaje się kumpel totalnie go zignorował. Patrzył
na mnie dziwnie, podpierając się ściany.
-
Kim on dla mnie jest? – spytałam Justina, odrobinę zlękniona. Scoot podszedł do
mnie odważnym krokiem i szeroko się do mnie uśmiechnął.
-
Jestem twoim przyjacielem, w sumie jesteśmy jak rodzeństwo. – mówiąc to,
przytulił mnie z zaskoczenia. Początkowo moje ręce zwisały wzdłuż mojego ciała,
ale kiedy uścisk się przedłużał położyłam nieśmiało dłonie na jego łopatkach. Zdziwiłam
się, bo był dość wylewny w uczuciach i przy tym bardzo szczery. Chyba rozumiem,
dlaczego traktowałam go jak brata. To nie był ten rodzaj przytulenia, kiedy
robił to Justin, ale było to bardzo miłe i nie czułam się jakby robił to ktoś
obcy, chociaż miałam wrażenie, że widzę go po raz pierwszy.
-
W takim razie powinnam…
-
Pamiętać mnie? – dokończył za mnie. - Nie przejmuj się, Justin wszystko mi
powiedział. – wyjaśnił mi ściskając ręką delikatnie moje ramię. To było dziwne,
pierwsza osoba która nie wymuszała na mnie, abym coś sobie przypomniała. Byłam
mu wdzięczna za tą wyrozumiałość. Justin jeśli nie prosił mnie o to, to całym
sobą miałam wrażenie jakby na mnie krzyczał i był na mnie zły, że tego nie
robię. Tak przynajmniej się czułam, bo jego zirytowanie i zniecierpliwienie
przechodziło na mnie. Nie chciał mi tego okazywać, bardzo się starał, ale od
początku widziałam ten żal w jego oczach. Biorąc pod uwagę nasze pierwsze
spotkanie też nie należało do najlepszych, ale skąd mogłam wiedzieć, że go znam?
Intensywny wzrok Justina palił. Przy nim naprawdę czułam się jakbym była
duchem, trudno było się do tego przyzwyczaić. Siedział na kanapie obok cały
czas milcząc z posępną miną przysłuchując się mojej rozmowie ze Scootem, który
rozśmieszał mnie do łez, opowiadając o sobie. Kiedy oznajmiłam Justinowi, że
może spróbować mi pomóc przywrócić dawne wspomnienia, zobaczyłam błysk w jego
oczach. Dziwnym było to, że od razu po tym nieznacznie posmutniał. Scoot
natomiast był pełen radości i pozytywnej energii. Rozmowa z nim mi pomogła.
Jest naprawdę fajnym facetem, na pewno będę chciała jeszcze kiedyś się z nim
spotkać.
-
Dzisiaj ja gotuję! – krzyknęłam do Candice, na co ona zaklaskała z aprobatą w
dłonie.
-
Masz dzisiaj bardzo dobry humor, czy zawdzięczam późny obiad Panu Intensywnemu?
–moja współlokatorka nienawidziła gotować, zdecydowanie wolała patrzeć jak ja
to robię.
-
Ty też? Błagam. – czułam jak mój pusty żołądek przewraca się do góry nogami. –
Nie jemu, ale jego przyjacielowi…
Po
skończonym posiłku zostawiłam blondynkę z naczyniami w kuchni, bo teraz była
jej kolej i poszłam do swojego pokoju. Zdjęłam z siebie ubrania i od razu
wsadziłam je do kosza w łazience na brudne pranie. Weszłam do kabiny prysznicowej
puszczając gorącą wodę. Zazwyczaj odkręcałam zimną, dopiero gdy ta ciepła
zaczęła już mnie parzyć. Para wypełniła małe pomieszczenie. Namydliłam swoje
ciało truskawkowym balsamem. Moje spięte mięśnie się rozluźniły. Prysznic jest
lepszy niż seks. Oszukuj samą siebie,
Jenny. To nie tak, że nie lubiłam się zabawić. Po prostu klienci klubu
nieraz byli zbyt natarczywi, a ja skrycie byłam romantyczką i czekałam na kogoś
perfekcyjnego, chociaż mnie było do ideału daleko. Trudno było mi dogodzić,
wiem, że to płytkie, ale nie zmieniłam tego. Bez faceta i poważnego związku było
mi po prostu lepiej, mniej problemów.
-
Gdzie byłaś? Byliśmy umówieni. – usłyszałam tylko, kiedy weszłam do domu przy
Tareco Drive. No tak, James. Poznałam go, któregoś dnia w klubie. Zamówił
prywatny taniec. On też był równie bezczelny i nachalny co Justin. Bez faceta
było mi lepiej, ale James był moim małym sekretem. Cassidy nie wiedziała o tym,
jak się poznaliśmy. Byliśmy w związku z korzyściami, ale nie na wyłączność. Nie
chciałam okazać się tą głupią dziewczyną, którą będzie zdradzał na boku.
Chodziło o dobrą zabawę. Traktowaliśmy się nawzajem przedmiotowo. Dawałam mu
jasno do zrozumienia, że nie mam wobec niego jakiś poważnych oczekiwań, po
prostu kiedy chcieliśmy spotykaliśmy się. To sprawiło, że miałam go w garści.
Tak mi się wydaje, bo wiedziałam, że jeśli mnie zacznie bardzo zależeć, nasz
romans dobiegnie końca, a on był naprawdę dobry. Znał niezłe sztuczki i
wiedział jak być namiętnym kochankiem.
-
Z Justinem. – powiedziałam jakby nigdy nic, kładąc torebkę na stole u niego w
salonie. Spóźniłam się z jakąś godzinkę, ale dojazd do jego rezydencji
pochłania trochę czasu.
-
On jest specem od twojej przeszłości? – spytał kąśliwie, kręcąc nosem, aż w
końcu przywitał się ze mną. Odwzajemniłam jego pocałunek, zawieszając ręce na
jego szyi.
-
Przeginasz, po prostu znał mnie przed wypadkiem. Chcę wiedzieć, kim byłam. –
tłumaczyłam mu, chociaż wcale nie musiałam.
-
Tylko dlatego spędzasz z nim tyle czasu? – dopytywał dalej, a żyłka na jego
czole coraz bardziej się uwydatniała. Odsunął się ode mnie szukając kluczyków
do swojego motoru.
-
Tak, muszę przyznać, że jest fajny, ale nie martw się ty zawsze jesteś moim
numerem jeden. – posłałam mu buziaka w powietrzu. – Chyba nie jesteś zazdrosny…
nie możesz być. – uniosłam jedną brew do góry, spoglądając na niego podejrzliwie.
-
Ja? Żartujesz sobie.- zakpił, potrząsając rękoma. Odwrócił ode mnie wzrok na
moment.- Chłopaki dzwonili, idziemy
pograć w bilarda. Męski wieczór, rozumiesz. – ucałował mnie w głowę i objął
ramieniem, zsuwając jeden palec na mój pośladek. Uśmiechnął się łobuzersko
odkrywając że pod białą sukienką z czarnym kołnierzykiem nie mam bielizny.
-
Jasne, baw się dobrze skarbie. Będę tutaj czekać na ciebie z niespodzianką – odwzajemniłam jego uśmiech, żegnając się
dźwięcznym i ciepłym głosem. Od nieziemskiego pocałunku w małym pokoju, zaczął się gorący romans. Był w tym specjalistą. To właśnie przez to, nie pozwalałam innym klientom całować się w usta. Na początku, kiedy chodziliśmy na randki, kończące się
namiętnym seksem myślałam, że zachowując się jakby był panem życia chce mi zaimponować. Zawrócić w głowie czy jakkolwiek inaczej by to nazwać. Może któregoś dnia przestanie chodzić jak dumny paw, rozkładający swoje pióra.Czasem nawet dobrze
rozmawiało się z nim na poważne tematy, jak mój wypadek. Potrafił mnie pocieszyć,
zgadzał się na oglądanie tkliwych komedii romantycznych i bez okazji przynosił mi bukiety kwiatów. Liczyłam się z tym, że później któreś z nas będzie chciało się ustatkować, ale na razie cieszyliśmy się z tego, co mamy. Nie
robiliśmy planów na przyszłość. Z resztą nie mogłam zbyt wiele od niego
wymagać. James w końcu nigdy nie robił mi awantury o moją pracę, akceptował ją
i nawet mu się podobała. Nieraz wpadał do klubu ze swoimi kumplami chwaląc się,
że najlepsza Harvey Girl jest jego, podczas gdy moje koleżanki w garderobie bez
przerwy opowiadały o kłótniach ze swoimi partnerami.
Kolejnego
dnia obiecałam Cassidy, że zaopiekuję się jej synem na kilka godzin. Miała
jakieś urzędowe sprawy do załatwienia, przywiozła mi go do mieszkania, razem z
jego rzeczami. George nie był podobny do swojej matki. Kiedy zapytałam ją o
jego ojca, poprosiła bym nigdy więcej o niego nie pytała. Więc nie pytałam… To
musiało być bolesne, biedny, niewinny i niczego nieświadomy maluszek.
-
Jeny, jesteś aniołem, przy Tobie się uspokaja. Dzisiaj płakał całą noc. Lecę do
adwokata, ten pieprzony właściciel galerii, która buduje się tuż obok nas,
rości sobie prawo do naszej ziemi, żeby wybudować wjazd do podziemnego parkingu!
To nie mój problem! Wyobrażasz to sobie? W życiu nic ode mnie nie dostanie! Pieprzony milioner! – nagle chłopczyk
rozpłakał się.- Już mały, mamusia nie krzyczy. – złagodniała natychmiast,
widząc reakcje dziecka. – Bądź grzeczny skarbie. – ucałowała go w czółko. – Za
kilka godzin daj mu jeść, jak będzie głodny. Mam nadzieję, że chociaż trochę
się zdrzemnie! – krzyczała, wychodząc zaaferowana, na co tylko uśmiechałam się do
niej grzecznie. Jedną ręką trzymałam Georga, który obejmował mocno moją szyję sięgnęłam
po telefon na blacie kuchennym, który właśnie zaczął dzwonić. Byłam przekonana,
że to Cassidy pewnie o czymś zapomniała, ale na ekranie zobaczyłam imię James. Nie
podobało mu się, że rano musiałam się szybko zbierać. Odrobinę marudził, ale dogryzłam
mu, że sam pół naszej nocy spędził na bilardzie.
-
Jak w pracy? – spytał, kiedy tylko odebrałam bez żadnego przywitania.
-
Opiekuje się Georgem.- powiedziałam spoglądając na swojego podopiecznego z
uśmiechem.
-
To jest totalny wyzysk.- usłyszałam w słuchawce jego zimny ton głosu.
-
Wcale nie, płaci mi za to! – przypomniałam mu. Nie czułam się wykorzystywana. Chłopiec
wtulił się w moją szyję, na co poczułam kumulujące się ciepło w sercu. - Poza
tym George, to taki grzeczny i cudowny chłopiec. Pokochałbyś go. Uwierz mi.
-
Nie sądzę, nie lubię dzieci. – warknął rozkapryszony, rozłączając się.
Wzruszyłam ramionami i odstawiłam telefon na miejsce.
-
Chyba ma gorszy dzień. – powiedziałam do małego. Chciałam położyć go na kanapie
na jego ulubionym kocyku w niebiesko-zielone paski, ale nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. –
A to znowu kogo niesie? – mruknęłam do siebie. Kiedy otworzyłam drzwi
zobaczyłam Jego. Boże, na śmierć zapomniałam, przecież mieliśmy się spotkać, a
ja niczego nie odwołałam.
______________________________________________
Cześć Kochani!
Tym razem nie przerwałam tak okrutnie,
jak zazwyczaj. Ciąg dalszy już z perspektywy Justina.
Niestety, wiecie że czeka mnie sesja?
Już druga, zobaczymy jak to będzie,
dlatego na razie uprzedzam już teraz,
że na kolejny będziecie musieli trochę poczekać.
Może między egzaminami będzie jakaś przerwa
i coś opublikuję jak napiszę, bo jestem
naprawdę dobra w robieniu rzeczy,
których nie powinnam, ale nic nie obiecuję.
Jeśli będzie tutaj dużo komentarzy z waszymi
OPINIAMI, PRZEMYŚLENIAMI, REAKCJAMI
COKOLWIEK
OPINIAMI, PRZEMYŚLENIAMI, REAKCJAMI
COKOLWIEK
to po sesji może zrobię mały maraton.
Co wy na to, codziennie rozdział?
Wpadajcie też na mój twitter,
gdzie będę Was informować o wszystkim na bieżąco.
Jeśli ktoś by chciał podyskutować, jakieś spoilery
lub się wyżalić, po prostu popisać
to zapraszam do zaobserwowania mnie @biebstouch.
Ostatnia rzecz, przesyłajcie opowiadanie dalej,
jeśli mogę Was o to prosić! ❤☺
Powiem szczerze ze mi się nie podoba bo po prostu ona jest za miła za grzeczna XD Brakuje mi jej starej osobowości hah♥
OdpowiedzUsuńTrochę wydoroślała,jest zagubiona. Zawsze starała się być dobra, nie wiem czy taka grzeczna, ale spokojnie nie straciła charakteru. Wróci :)
Usuńmam nadzieje ze ten zastój jest tym ze szykuje się coś wielkiego :D
OdpowiedzUsuńMaraton napiszę, co Ty na to? Sesję miałam, ale wracam. :)
UsuńJa jestem zawsze za!!
UsuńHalo halo! Będzie tu rozdział? :(
OdpowiedzUsuń