,,Moja
tancereczka.’’
,,Blue jean
baby, L.A. lady,
seamstress for
the band
Pretty eye,
pirate smile,
you'll marry a
music man
Ballerina, you
must have seen her
dancing in the
sand
And now she's in
me,
always with me,
tiny dancer in my hand {...}
But oh how it
feels so real
Lying here with
no one near
Only you, and
you can hear me
When I say
softly, slowly
Hold me closer
tiny dancer
Count the
headlights on the highway
Lay me down in
sheets of linen
you had a busy
day today…’’
Czasami
jest tak, że chcielibyśmy znaleźć się w zupełnie innym miejscu niż jesteśmy, chociaż
to niemożliwe. Bywa też gorzej, przebywamy z osobą, którą najchętniej zamienilibyśmy
na kogoś zupełnie innego. Naprawdę szczęściem jest znaleźć się w odpowiednim miejscu
i czasie z właściwą osobą. Niektórym z nas przychodzi to z trudem i jest opłacone
niemałą cierpliwością.
Zaparkowałem
przed moim domem. Jedynym dźwiękiem, możliwym do usłyszenia był warkot silnika.
W samochodzie żadne z nas się nie odezwało. Czułem na sobie jej wzrok, od kiedy
stanęliśmy.
-
Tak to będzie teraz wyglądać? – spytała bardzo cichym, spłoszonym głosem.
-
Nie wiem, Maddie. Mam za dużo na głowie. Nie mogę zajmować się tobą. –
mruknąłem, przecierając twarz ze zmęczenia. Jedną rękę trzymałem kurczowo na
kierownicy, gotowy w każdej chwili ruszyć.
-
Sprawy. – zakpiła gorzko, otulając się ramionami. Patrzyła w przednią szybę,
wahając się i mierząc każde kolejne słowo. - Ona wróciła prawda? Ta dziewczyna,
która pytała o ciebie? Proszę, nie okłamuj mnie. – jej ręka wylądowała na moim
zaroście. Jej palce gładziły moją brodę w czułym geście. Patrzyła na mnie z
miłością i oddaniem, chociaż nie dawałem jej do tego powodów od dawna.
-
Dla ciebie to nie powinno mieć znaczenia, a teraz proszę idź do domu.-
otworzyłem drzwi samochodu po jej stronie. Czekałem, aż zrobi co jej karze. Tamtego
wieczoru brakowało mi cierpliwości. Czemu ona wciąż nie rozumie, że to co było
między nami już nigdy się nie zostanie naprawione? Przez ponad rok skakaliśmy
sobie do gardeł. Maddie poruszyła się niespokojnie na fotelu pasażera.
-
Nie oddam jej…
-
Wynoś się z mojego samochodu. – warknąłem stanowczo, przerywając jej. Podążałem
za nią wzrokiem do momentu, w którym zniknęła za drzwiami. Spokojnie wyjechałem
z ulicy przed moim domem. Nie pomyślałem o tym, że mógłbym wziąć przy okazji kilka swoich rzeczy,
ale nie obyłoby się wtedy bez kolejnej kłótni. Wróciłem więc jak najszybciej do
Harvey’s Girls. Złapałem Rachelle kiedy wychodziła z prywatnych pokojów. Byłem
wściekły, że nie zdążyłem na czas. Starałem się nie myśleć o tym, że przed
chwilą jakiś facet, oglądał ją jak wygina się w bieliźnie. Krew wrzała w moich
żyłach z zazdrości. Dawno zdałem sobie sprawę, że wcześniej czy później zacznie
mi bardziej przeszkadzać to, co tutaj robi, żeby zarobić na życie.
-
O jesteś, już zaczęłam się martwić. – uśmiechnęła się do mnie ciepło. W jej
oczach jednak nadal widziałem smutek i wory pod oczami ze zmęczenia i płaczu,
które delikatnie zakrył makijaż. Zaciągnąłem ją do garderoby, która była już
prawie pusta.
-
Justin, co ty robisz?! – zapytała, marszcząc brwi nie rozumiejąc dlaczego jestem
wyprowadzony z równowagi.
-
Zabieram Cię stąd. Nie będziesz tańczyć dla jakiś facetów. – warknąłem zaborczo, całkiem zapominając o
tym, że nie powinienem się tak zachowywać. Nie była już moją dziewczyną.
-
Justin, ale to moja praca! – krzyknęła na mnie zdekoncentrowana i rozłożyła
ręce w geście protestu. Cholera, jak mam
jej powiedzieć? Czy to odpowiedni moment, żeby
oznajmić jej, że jest obrzydliwie bogata? Przecież mi nie uwierzy.
-
Nie dzisiaj, ale kiedyś do tego wrócimy. Dzisiaj masz żałobę. - odparłem wzdychając. Nie podobało się jej to,
że tak bardzo się rządzę. Miałem dosyć już tego skradania się do niej. To
nienormalne, nie mogłem czuć się przy niej swobodnie tak jak kiedyś. Kim ja
jestem, żeby tak się pilnować?
-
Sam powiedziałeś, że mój ojciec nie żyje od kiedy skończyłam sześć lat. Nie
uważasz, że trochę na to późno? – założyła ręce na piersi. Scoot miał kurwa
rację, trzeba to skończyć. Rachelle jest silna, da radę poza tym będę przy niej.
Nie zostawię jej po raz drugi. Nigdy już na to nie pozwolę. Dostałem wystarczająco
mocnego kopa w dupę, żeby wiedzieć, że to najgorszy pomysł na jaki mogłem wpaść.
-
W twoim wypadku nic nie jest za późno. Wiem, że teraz niekoniecznie pewnie masz
ochotę na kolejne historie z przeszłości, więc pomyślałem, że dzisiaj zapomnimy
o przypominaniu. – odpowiedziałem bardzo zdesperowany, żeby wyszła ze mną.
-
No nie wiem…
-
Proszę, jak będziesz miała dość to zawiozę cię do domu. Obiecuję. – uparcie ją
przekonywałem do skutku.
-
Żadnej przeszłości? – dopytała, ale jej wyraz twarzy mówił mi, że zaraz się
podda.
-
Ani słowa. – przysięgłem z ręką na sercu.
-
W porządku. Wezmę tylko torebkę. – westchnęła obracając się do mnie tyłem,
zabrała torebkę i zgasiła wszystkie światła w garderobie. Nie mogłem zmazać
uśmiechu z twarzy.
Pojechaliśmy
na plażę. Na molo było trochę ludzi. W końcu był weekend. Bary nad plażą były
otwarte do rana. Właściciele chcieli jak najwięcej zarobić. Prawdę mówiąc, sezon
turystyczny w LA nigdy się nie kończył, ale największa fala turystów przyjeżdżających
tutaj w okresie letnim wkrótce miała się skończyć. Rachelle wypiła trochę
drinków. Zrobiła się bardziej otwarta i roześmiana. Potrzebowałem takiej chwili
jak ta, gdzie nie będę myślał o tym, co na nas czeka, co ona powinna wiedzieć, jakie
niebezpieczeństwo jej grozi. Po prostu my dwoje, spędzający razem czas, nie ukrywający
się po kątach, nie martwiący się o to, że ktoś nas rozpozna. To przypominało mi
te kilka dni w Paryżu.
-
Musimy tam iść! – krzyknęła przez śmiech, ciągnąc mnie za rękę do klubu, który
wychodził na plażę. Ludzie tańczyli do głośnej muzyki pod namiotem. Rachelle
zrzuciła ze stóp sandały, w ogóle się nimi nie przejmując i pobiegła na boso do
namiotu. Złapałem je w biegu, próbując ją dogonić. Nie wiem skąd bierze tyle energii,
wcześniej narzekała, że jest zmęczona po dzisiejszym występie, ale kiedy tylko usłyszała
muzykę wstąpił w nią demon. Patrzyła na mnie uśmiechając się i pokazując rękoma,
że mam do niej podejść. Oddałem jej uśmiech. Poruszała zmysłowo biodrami, a jej
prosta, jasno zielona sukienka lekko opinała ją w tali. Idealnie podkreślała jej figurę i kobiece krągłości. Wycięcie na górze w skromny sposób odkrywało jej biust, a konkretniej kawałek nagiej skóry między piersiami. Na jej szyi wisiał drobny
srebrny naszyjnik z błyszczącym małym kamieniem, odbijającym kolorowe światła zawieszone
na konstrukcji namiotu. Przetańczyłem z nią całą noc. Musieliśmy wyglądać na
zakochanych. Na pewno ja tego nie ukrywałem, dałbym się pokroić, żeby ona poczuła
to samo do mnie. Tym razem chciałem zrobić wszystko w odpowiedniej kolejności, żeby
najpierw mnie poznała, zakochała się we mnie, a później pożądała. Kochałem się w
niej do cholernego obłędu. Ta dziewczyna była wszystkim, czego potrzebowałem,
chociaż nigdy o tym nie marzyłem.
Kiedy
muzyka przestała grać, ludzie rozeszli się do swoich samochodów, w barach
wywieszono zawieszki ,,zamknięte’’ my leżeliśmy na piasku patrząc na wschód
słońca. Od jakiegoś czasu milczeliśmy i cieszyliśmy się swoją obecnością.
-
Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? – spytałem, składając ręce pod głową,
patrząc się w niebo.
-
Nie, od pierwszego wejrzenia zaczyna się tylko pożądanie.- parsknęła rozbawiona.
Zawsze była sceptyczna w tych tematach, więc jej odpowiedź mnie nie zaskoczyła.
Gdybyś tylko wiedziała… Nagle wstała, idąc w stronę wody. Gdy tylko zamoczyła stopy
jej pisk powiadomił mnie, że jest cholernie zimna w porównaniu z temperaturą powietrza.
Zaśmiałem się, ale szybko podniosłem się i poszedłem w jej ślady.
-
Wiesz, że kiedy Jessica powiedziała nam, że nie ma cię na sali parę minut przed
występem, dziewczyny zaczęły się zakładać? Było gorąco. – Zesztywniałem na myśl,
że dwanaście gorących dziewczyn zakładała się o mnie, w tym jedna z nich była tą,
która od dłuższego czasu siedziała mi w głowie.
-
Czy któraś z nich mnie nie zna? – spytałem, poważnie tym zaintrygowany.
-
To chyba nie jest możliwe. – odpowiedziała, kręcąc głową na boki. Na chwilę zamilkła
najwyraźniej przemyślając swoją odpowiedź i kontynuowała dalej. - Zasłużyłeś sobie
na tę sławę. W każdym razie, Sally stwierdziła, że poszedłeś do konkurencji - Konkurencja? Nie śmiałbym, skarbie.- Mary wymyśliła, że twój samochód się zepsuł, Jessica,
że zgarnęły cię gliny, bo jak powiedziała, jesteś zbyt seksowny podobnie jak twój
współlokator - na te słowa lekko się uśmiechnąłem, lubiłem tą rudą. Scoot oczywiście
lubił ją bardziej, ale to nie zmienia faktu, że Rachelle powinna podzielać jej zdanie. - Diana
wpadła na pomysł, że zatrzasnąłeś się w toalecie i osobiście jeszcze pobiegła to
sprawdzić, była i w męskiej i w damskiej, Ben to podłapał i stwierdził, że masz
problemy z trawieniem, ale on się nie liczy, Candice obstawiała, że jesteś spłukany,-
Nie było jeszcze tak źle, ale mój portfel zdradzał już oznaki tego uzależnienia.
Wydałem w Harvey’s Girls dwa razy tyle co za hotel przez miesiąc i to głównie na
alkohol i prywatne tańce Jenny. Nie mogłem przyzwyczaić się, że wszyscy wciąż tam
tak ją nazywają, ale nie było sensu czegoś z tym zrobić. - a potem reszta już poszła po bandzie rozmawiając
o tym jak mógłbyś umrzeć. – zrzedła mi przez chwilę mina, nie na myśl o śmierci,
tak jakby mogła przypuszczać Rachelle, ale faktycznie istniało wiele sposobów
i powodów dla których powinienem umrzeć. Wygranie takiego zakładu byłoby wielkim
wyzwaniem.
-
Kto wygrał? – zapytałem, ciekaw werdyktu.
-
Ja, wiedziałam, że przyjdziesz.- jej szczery, szeroki uśmiech rozwalił mnie na łopatki.
Wyszliśmy z wody. – A właśnie! – krzyknęła gwałtownie, nagle sobie o czymś przypominając.
Jej dłoń sięgnęła do stanika po zwinięte banknoty dziesięciodolarowe. – Zarobiłam
sto dwadzieścia dolarów.- oznajmiła zadowolona, wachlując się nimi na pokaz i schowała
je do torebki. Później przez jakiś czas kłóciliśmy się o to, czy nie należy mi się
część wygranej. Zatopiliśmy topór wojenny, kiedy zaproponowała, że kupi mi drinka.
W jednym barze wciąż paliło się światło, dobijaliśmy się do drzwi aż facet, który
go sprzątał nie wpuścił nas do środka. Oczywiście w praktyce wypiłem tylko łyk jednego
z droższych drinków w moim życiu, prawdopodobnie facet doliczył sobie dodatkową
marżę za granie mu na nerwach, a Roberts wypiła resztę.
-
Nigdy więcej się przy tobie nie upije. – zarzekała się, idąc roześmiana, nogi nieustannie
się jej plątały. Nie pozwoliłem jej tyle pić co ostatnio. Pocieszyłem się tym, że
większość alkoholu wytańczyła. Musiałem być pewny, że ten wieczór zapamięta,
nawet jeśli miałoby być później niezręcznie. Zaśmiałem się w duchu. A może być bardziej niezręcznie? Zwyciężczyni
zakładu i drinka potknęła się niespodziewanie o swoje sandały i upadła na
piasek, ciągnąc mnie przy okazji za sobą. Chłody piasek kontrastował z naszymi rozgrzanymi
ciałami. Zawisłem nad nią, jej oczy się do mnie śmiały wraz z błyszczącymi w
nich iskierkami, ciepły oddech owionął moje usta, jej słodkie zaróżowiane wargi
zastygły w nieznacznym uśmieszku. Boże,
kocham ją tak bardzo. Nie wiem, które z nas to zaczęło. Delikatne muśnięcie
przerodziło się w żarliwy pocałunek. Moje palce zastygły między jej piersiami.
Poczułem jak jej nogi zakleszczają się wokół moich bioder. Językiem pogłębiałem
pocałunek, nie chcąc i bojąc się go skończyć. Nie chciałem zobaczyć jej
niezadowolonej twarzy. Mój lęk zniknął, kiedy jej dłoń chwyciła mnie
zdecydowanie za włosy dociskając przy tym jeszcze bardziej nasze usta jakby to
było w ogóle możliwe. Ręką wyczuwałem
jak jej klatka piersiowa unosi się gwałtownie w górę i w dół podobnie jak moja,
kiedy spazmatycznie próbowaliśmy łapać powietrze i nie przerywać pocałunków.
Poczułem, jak przegryza moją wargę, wolną dłoń wsuwając pod moją koszulkę.
Jęknęła, kiedy wyczuła mięśnie mojego brzucha. Otworzyłem oczy, widząc, że jej
wciąż są przymknięte. Zastygłem w bez ruchu, wyliczając za i przeciw dlaczego
miałbym teraz nie zacząć jej rozbierać.
Jej
usta ocierały się o moje kiedy bezgłośnie szepnęła, ,,dziękuję’’ przy pierwszym
dźwięku dotykając językiem złączenia moich warg, doprowadzając mnie tym prawie
do utraty samokontroli. I tylko Bóg jeden wiedział, że nie żałuję ani minuty, chociaż
później wiedziałem, że ona nie bardzo potrafiła się odnaleźć w nowej dla niej sytuacji.
Żadne z nas nie skomentowało tego, co się stało.
Wszystko
co dobre, szybko się kończy. Z powrotem jechałem dłuższą drogą, tłumacząc jej,
że chcę ominąć renowacje autostrady, której tak naprawdę nie było. Tak bardzo
chciałem spędzić z nią trochę więcej czasu. To zabawne, potrzebowałem ponad roku
rozłąki, żeby zrozumieć że każda chwila z nią jest krucha. Absurd. Nie dotarło
to do mnie, kiedy byliśmy o krok od spojrzenia w oczy śmierci, dopiero
nieobecność jej w moim codziennym życiu mi to uświadomiła. Odprowadziłem ją na
osiedle. Szliśmy powoli, chociaż ulica były pusta. Nagle zerwał się wiatr,
chusta którą miała zawieszoną na szyi odfrunęła zawijając się o pręty okna na
drugim piętrze. Cegły budynku były popękane, więc bez problemu mogłem się po nich
wdrapać. Byłem wysportowany, godziny frustracji na siłowni były jedyną z produktywnych
rzeczy jakie robiłem wciągu półtora roku, kiedy chodziłem jak zombie. Stanąłem
przed nią, podając jej chustę była pod wrażeniem. Jej usta nie domykały się
przez moment.
-
Jesteś spider-manem czy coś? – zapytała, wciąż nie dowierzając. Dla szczeniaka
takiego jak ja, takie sztuczki były na porządku dziennym. Niezliczoną ilość razy
musieliśmy wspinać się po drzewie do sąsiadów, albo wchodzić po schodach przeciwpożarowych
budynku by odzyskać piłkę do kosza. To pestka.
-
Nie. – zaśmiałem się.- Ale mam kilka bardziej przydatnych zdolności, niż
strzelanie pajęczyną. – dotknąłem jej policzka.
-
Nie dotykaj mnie.- chwyciła mój nadgarstek i spojrzała na mnie ostro. Byłem zbity
z pantałyku, jeszcze chwilę temu byliśmy na plaży… Nie wmówi mi, że to jej się nie
podobało.
-
Będziesz o to błagała. – mruknąłem pod nosem, nie specjalnie licząc na to, że to
usłyszy, ale akurat tak się nieszczęśliwie złożyło.
-
Działam solo. Poradzę sobie sama. Też bym tam weszła. – zapewniła mnie, zakładając
chustę i zawiązując ją sobie by lepiej się tym razem trzymała. Zasłoniła mi przy
tym dekolt sukienki.
-
Oczywiście, wmawiaj to sobie. – Zapomniała
kim jestem, ale nadal jest pieprzoną indywidualistką i nie widzi, że mnie
potrzebuje! – pomyślałem z goryczą.
To tak jakby ta cała popieprzona historia i moje starania nie miały końca. Za każdym
rogiem czekała mnie porażka.
-
Ja nie błagam, po prostu dostaję.- Panna
Niedostępna szepnęła prosto w moje usta z zaborczym uśmieszkiem. Jej ciepły
oddech zatrzymał się na moich wargach. Nie spodziewałem się tego. Za jednym
mrugnięciem wślizgnęła się na korytarz, a w szybie pomachała mi ręką na
pożegnanie. Ogłupiałem. Chce pogrywać? To zatańczymy.
Mamy taniec!
W Burdelu w Buenos Aires
Który opowiada historię
O prostytutce
I mężczyźnie,
Który zakochał się...
W niej.
Najpierw jest pożądanie!
Potem... pasja!
Potem... podejrzenie!
Zazdrość! Gniew! Zdrada!
Tam gdzie miłość jest dla osoby oferującej najwyższą cenę
nie ma zaufania.
Bez zaufania...
Nie ma miłości!
Zazdrość.
Tak, zazdrość...
Doprowadzi Cię, doprowadzi Cię, doprowadzi Cię... do szaleństwa!*
Obudziłem
się z myślą, że to musi być dzisiaj.
Ubrałem się i umyłem, pominąłem zjedzenie śniadania, chcąc zatrzymać się
gdzieś po drodze. Chcąc nie chcąc musiałem jeszcze zahaczyć o stację benzynową.
Spakowałem szybko najpotrzebniejsze rzeczy i obudziłem Scoota, który swoją drogą
powinien wstać wcześniej niż w południe.
-
Jedziemy do Nowego Yorku, spotkamy się na miejscu. – powiedziałem, kiedy Scoot
patrzył na mnie zaspanym wzrokiem, z
włosami, które aż krzyczały ,,uprawiałem wczoraj seks,’’ na całe szczęście
zaczynając kontaktować. Widząc, że nie ma mi nic do powiedzenia, na co i tak
nie miałbym czasu, dostrzegłem tylko że przeciąga się leniwie ziewając. Jeszcze
zatęskni za imprezami w Los Angeles.
Późnym
południem czekałem na Roberts w jej mieszkaniu. Trafiłem idealnie w punkt,
wiedząc, że Candice wyszła kilka minut temu nie będzie miała okazji dodać
swoich czterech groszy, a mój plan się powiedzie. Byłem gotowy nawet ją porwać.
Gdy usłyszałem jak walczy z zamkiem do drzwi, poprawiłem szybko włosy, opierając
się o kanapę, stojącą na środku salonu. Jej oczy spojrzały na mnie z początku z
przerażeniem, chwyciła się za serce i odwróciła tyłem, robiąc spory krok w
stronę drzwi jakby miała zaraz uciec z mieszkania, a kiedy dotarło do niej
wreszcie, że to ja odwróciła się w moją stronę z powrotem.
-
Skąd masz kluczyki do mojego mieszkania? – wrzasnęła wystraszona i zszokowana.
Stała na środku pokoju, próbując zapewne przypomnieć sobie jak się oddycha.
-
Nie mam kluczyków. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, zerkając na jej rękę,
którą kurczowo na nich zaciskała z nerwów przez co pozostały na niej ślady ich
kształtu.
-
To jakim cudem tu się znalazłeś? – położyła torebkę z zakupami na wyspie w kuchni
razem z kluczami i zdjęła obcasy.
-
Poczujesz się zagrożona jak powiem Ci, że umiem się włamywać? – mruknąłem, nie
kryjąc rozbawienia.
-
Odrobinę.- jęknęła z szeroko otwartymi oczami, usiłując zdjąć drugi but. Kiedy
zauważyła, że patrzę na jej biust, oblizując dolną wargę natychmiast wstała i
poprawiła swoją czarną sukienkę z cekinami. Podwinięta na biodrach, ukazała
kawałek jej pośladków.
-
Szykuj się na wycieczkę.- powiedziałem głosem nie znoszącym sprzeciwu, patrząc
w jej piękne oczy.
*fragment filmu Moulin Rouge (2001) - El Tango de Roxanne
____________________________________
ROZDZIAŁ PISANY JEDNĄ RĘKĄ #CHALLENGE
Takie zrządzenie losu, że nie ma wakacji
bez zrobienia sobie krzywdy.
Złamałam sobie śródręcze.
Zaliczyłam wszystko na studiach co miałam,
ostatnie tygodnie wolności poświęcam pisaniu.
Ten rozdział trochę poczekał na wenę,
ale myślę, ze wyszło to na dobre.
Dajcie znać, co o nim myślicie,
dziękuję za prywatne wiadomości
i za Waszą cierpliwość,
trzymajcie się ciepło. ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz