wtorek, 19 września 2017

ROZDZIAŁ 9



,,Moja tancereczka.’’






,,Blue jean baby, L.A. lady,
seamstress for the band
Pretty eye, pirate smile,
you'll marry a music man
Ballerina, you must have seen her
dancing in the sand
And now she's in me,
always with me,
 tiny dancer in my hand {...}

But oh how it feels so real
Lying here with no one near
Only you, and you can hear me
When I say softly, slowly

Hold me closer tiny dancer
Count the headlights on the highway
Lay me down in sheets of linen
you had a busy day today…’’



Czasami jest tak, że chcielibyśmy znaleźć się w zupełnie innym miejscu niż jesteśmy, chociaż to niemożliwe. Bywa też gorzej, przebywamy z osobą, którą najchętniej zamienilibyśmy na kogoś zupełnie innego. Naprawdę szczęściem jest znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie z właściwą osobą. Niektórym z nas przychodzi to z trudem i jest opłacone niemałą cierpliwością.
Zaparkowałem przed moim domem. Jedynym dźwiękiem, możliwym do usłyszenia był warkot silnika. W samochodzie żadne z nas się nie odezwało. Czułem na sobie jej wzrok, od kiedy stanęliśmy.
- Tak to będzie teraz wyglądać? – spytała bardzo cichym, spłoszonym głosem.
- Nie wiem, Maddie. Mam za dużo na głowie. Nie mogę zajmować się tobą. – mruknąłem, przecierając twarz ze zmęczenia. Jedną rękę trzymałem kurczowo na kierownicy, gotowy w każdej chwili ruszyć.
- Sprawy. – zakpiła gorzko, otulając się ramionami. Patrzyła w przednią szybę, wahając się i mierząc każde kolejne słowo. - Ona wróciła prawda? Ta dziewczyna, która pytała o ciebie? Proszę, nie okłamuj mnie. – jej ręka wylądowała na moim zaroście. Jej palce gładziły moją brodę w czułym geście. Patrzyła na mnie z miłością i oddaniem, chociaż nie dawałem jej do tego powodów od dawna.
- Dla ciebie to nie powinno mieć znaczenia, a teraz proszę idź do domu.- otworzyłem drzwi samochodu po jej stronie. Czekałem, aż zrobi co jej karze. Tamtego wieczoru brakowało mi cierpliwości. Czemu ona wciąż nie rozumie, że to co było między nami już nigdy się nie zostanie naprawione? Przez ponad rok skakaliśmy sobie do gardeł. Maddie poruszyła się niespokojnie na fotelu pasażera.
- Nie oddam jej…
- Wynoś się z mojego samochodu. – warknąłem stanowczo, przerywając jej. Podążałem za nią wzrokiem do momentu, w którym zniknęła za drzwiami. Spokojnie wyjechałem z ulicy przed moim domem. Nie pomyślałem o tym, że  mógłbym wziąć przy okazji kilka swoich rzeczy, ale nie obyłoby się wtedy bez kolejnej kłótni. Wróciłem więc jak najszybciej do Harvey’s Girls. Złapałem Rachelle kiedy wychodziła z prywatnych pokojów. Byłem wściekły, że nie zdążyłem na czas. Starałem się nie myśleć o tym, że przed chwilą jakiś facet, oglądał ją jak wygina się w bieliźnie. Krew wrzała w moich żyłach z zazdrości. Dawno zdałem sobie sprawę, że wcześniej czy później zacznie mi bardziej przeszkadzać to, co tutaj robi, żeby zarobić na życie.
- O jesteś, już zaczęłam się martwić. – uśmiechnęła się do mnie ciepło. W jej oczach jednak nadal widziałem smutek i wory pod oczami ze zmęczenia i płaczu, które delikatnie zakrył makijaż. Zaciągnąłem ją do garderoby, która była już prawie pusta.
- Justin, co ty robisz?! – zapytała, marszcząc brwi nie rozumiejąc dlaczego jestem wyprowadzony z równowagi.
- Zabieram Cię stąd. Nie będziesz tańczyć dla jakiś facetów.  – warknąłem zaborczo, całkiem zapominając o tym, że nie powinienem się tak zachowywać. Nie była już moją dziewczyną.
- Justin, ale to moja praca! – krzyknęła na mnie zdekoncentrowana i rozłożyła ręce w geście protestu. Cholera, jak mam jej powiedzieć? Czy to odpowiedni moment, żeby  oznajmić jej, że jest obrzydliwie bogata? Przecież mi nie uwierzy.
- Nie dzisiaj, ale kiedyś do tego wrócimy. Dzisiaj masz żałobę.  - odparłem wzdychając. Nie podobało się jej to, że tak bardzo się rządzę. Miałem dosyć już tego skradania się do niej. To nienormalne, nie mogłem czuć się przy niej swobodnie tak jak kiedyś. Kim ja jestem, żeby tak się pilnować?
- Sam powiedziałeś, że mój ojciec nie żyje od kiedy skończyłam sześć lat. Nie uważasz, że trochę na to późno? – założyła ręce na piersi. Scoot miał kurwa rację, trzeba to skończyć. Rachelle jest silna, da radę poza tym będę przy niej. Nie zostawię jej po raz drugi. Nigdy już na to nie pozwolę. Dostałem wystarczająco mocnego kopa w dupę, żeby wiedzieć, że to najgorszy pomysł na jaki mogłem wpaść.
- W twoim wypadku nic nie jest za późno. Wiem, że teraz niekoniecznie pewnie masz ochotę na kolejne historie z przeszłości, więc pomyślałem, że dzisiaj zapomnimy o przypominaniu. – odpowiedziałem bardzo zdesperowany, żeby wyszła ze mną.
- No nie wiem…
- Proszę, jak będziesz miała dość to zawiozę cię do domu. Obiecuję. – uparcie ją przekonywałem do skutku.
- Żadnej przeszłości? – dopytała, ale jej wyraz twarzy mówił mi, że zaraz się podda.
- Ani słowa. – przysięgłem z ręką na sercu.
- W porządku. Wezmę tylko torebkę. – westchnęła obracając się do mnie tyłem, zabrała torebkę i zgasiła wszystkie światła w garderobie. Nie mogłem zmazać uśmiechu z twarzy.
Pojechaliśmy na plażę. Na molo było trochę ludzi. W końcu był weekend. Bary nad plażą były otwarte do rana. Właściciele chcieli jak najwięcej zarobić. Prawdę mówiąc, sezon turystyczny w LA nigdy się nie kończył, ale największa fala turystów przyjeżdżających tutaj w okresie letnim wkrótce miała się skończyć. Rachelle wypiła trochę drinków. Zrobiła się bardziej otwarta i roześmiana. Potrzebowałem takiej chwili jak ta, gdzie nie będę myślał o tym, co na nas czeka, co ona powinna wiedzieć, jakie niebezpieczeństwo jej grozi. Po prostu my dwoje, spędzający razem czas, nie ukrywający się po kątach, nie martwiący się o to, że ktoś nas rozpozna. To przypominało mi te kilka dni w Paryżu.
- Musimy tam iść! – krzyknęła przez śmiech, ciągnąc mnie za rękę do klubu, który wychodził na plażę. Ludzie tańczyli do głośnej muzyki pod namiotem. Rachelle zrzuciła ze stóp sandały, w ogóle się nimi nie przejmując i pobiegła na boso do namiotu. Złapałem je w biegu, próbując ją dogonić. Nie wiem skąd bierze tyle energii, wcześniej narzekała, że jest zmęczona po dzisiejszym występie, ale kiedy tylko usłyszała muzykę wstąpił w nią demon. Patrzyła na mnie uśmiechając się i pokazując rękoma, że mam do niej podejść. Oddałem jej uśmiech. Poruszała zmysłowo biodrami, a jej prosta, jasno zielona sukienka lekko opinała ją w tali. Idealnie podkreślała jej figurę i kobiece krągłości. Wycięcie na górze w skromny sposób odkrywało jej biust, a konkretniej kawałek nagiej skóry między piersiami. Na jej szyi wisiał drobny srebrny naszyjnik z błyszczącym małym kamieniem, odbijającym kolorowe światła zawieszone na konstrukcji namiotu. Przetańczyłem z nią całą noc. Musieliśmy wyglądać na zakochanych. Na pewno ja tego nie ukrywałem, dałbym się pokroić, żeby ona poczuła to samo do mnie. Tym razem chciałem zrobić wszystko w odpowiedniej kolejności, żeby najpierw mnie poznała, zakochała się we mnie, a później pożądała. Kochałem się w niej do cholernego obłędu. Ta dziewczyna była wszystkim, czego potrzebowałem, chociaż nigdy o tym nie marzyłem.
Kiedy muzyka przestała grać, ludzie rozeszli się do swoich samochodów, w barach wywieszono zawieszki ,,zamknięte’’ my leżeliśmy na piasku patrząc na wschód słońca. Od jakiegoś czasu milczeliśmy i cieszyliśmy się swoją obecnością.
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? – spytałem, składając ręce pod głową, patrząc się w niebo.
- Nie, od pierwszego wejrzenia zaczyna się tylko pożądanie.- parsknęła rozbawiona. Zawsze była sceptyczna w tych tematach, więc jej odpowiedź mnie nie zaskoczyła. Gdybyś tylko wiedziała… Nagle wstała, idąc w stronę wody. Gdy tylko zamoczyła stopy jej pisk powiadomił mnie, że jest cholernie zimna w porównaniu z temperaturą powietrza. Zaśmiałem się, ale szybko podniosłem się i poszedłem w jej ślady.
- Wiesz, że kiedy Jessica powiedziała nam, że nie ma cię na sali parę minut przed występem, dziewczyny zaczęły się zakładać? Było gorąco. – Zesztywniałem na myśl, że dwanaście gorących dziewczyn zakładała się o mnie, w tym jedna z nich była tą, która od dłuższego czasu siedziała mi w głowie.
- Czy któraś z nich mnie nie zna? – spytałem, poważnie tym zaintrygowany.
- To chyba nie jest możliwe. – odpowiedziała, kręcąc głową na boki. Na chwilę zamilkła najwyraźniej przemyślając swoją odpowiedź i kontynuowała dalej. - Zasłużyłeś sobie na tę sławę. W każdym razie, Sally stwierdziła, że poszedłeś do konkurencji  -  Konkurencja? Nie śmiałbym, skarbie.-  Mary wymyśliła, że twój samochód się zepsuł, Jessica, że zgarnęły cię gliny, bo jak powiedziała, jesteś zbyt seksowny podobnie jak twój współlokator - na te słowa lekko się uśmiechnąłem, lubiłem tą rudą. Scoot oczywiście lubił ją bardziej, ale to nie zmienia faktu, że  Rachelle powinna podzielać jej zdanie. - Diana wpadła na pomysł, że zatrzasnąłeś się w toalecie i osobiście jeszcze pobiegła to sprawdzić, była i w męskiej i w damskiej, Ben to podłapał i stwierdził, że masz problemy z trawieniem, ale on się nie liczy, Candice obstawiała, że jesteś spłukany,- Nie było jeszcze tak źle, ale mój portfel zdradzał już oznaki tego uzależnienia. Wydałem w Harvey’s Girls dwa razy tyle co za hotel przez miesiąc i to głównie na alkohol i prywatne tańce Jenny. Nie mogłem przyzwyczaić się, że wszyscy wciąż tam tak ją nazywają, ale nie było sensu czegoś z tym zrobić. -  a potem reszta już poszła po bandzie rozmawiając o tym jak mógłbyś umrzeć. – zrzedła mi przez chwilę mina, nie na myśl o śmierci, tak jakby mogła przypuszczać Rachelle, ale faktycznie istniało wiele sposobów i powodów dla których powinienem umrzeć. Wygranie takiego zakładu byłoby wielkim wyzwaniem.
- Kto wygrał? – zapytałem, ciekaw werdyktu.
- Ja, wiedziałam, że przyjdziesz.- jej szczery, szeroki uśmiech rozwalił mnie na łopatki. Wyszliśmy z wody. – A właśnie! – krzyknęła gwałtownie, nagle sobie o czymś przypominając. Jej dłoń sięgnęła do stanika po zwinięte banknoty dziesięciodolarowe. – Zarobiłam sto dwadzieścia dolarów.- oznajmiła zadowolona, wachlując się nimi na pokaz i schowała je do torebki. Później przez jakiś czas kłóciliśmy się o to, czy nie należy mi się część wygranej. Zatopiliśmy topór wojenny, kiedy zaproponowała, że kupi mi drinka. W jednym barze wciąż paliło się światło, dobijaliśmy się do drzwi aż facet, który go sprzątał nie wpuścił nas do środka. Oczywiście w praktyce wypiłem tylko łyk jednego z droższych drinków w moim życiu, prawdopodobnie facet doliczył sobie dodatkową marżę za granie mu na nerwach, a Roberts wypiła resztę.
- Nigdy więcej się przy tobie nie upije. – zarzekała się, idąc roześmiana, nogi nieustannie się jej plątały. Nie pozwoliłem jej tyle pić co ostatnio. Pocieszyłem się tym, że większość alkoholu wytańczyła. Musiałem być pewny, że ten wieczór zapamięta, nawet jeśli miałoby być później niezręcznie. Zaśmiałem się w duchu. A może być bardziej niezręcznie? Zwyciężczyni zakładu i drinka potknęła się niespodziewanie o swoje sandały i upadła na piasek, ciągnąc mnie przy okazji za sobą. Chłody piasek kontrastował z naszymi rozgrzanymi ciałami. Zawisłem nad nią, jej oczy się do mnie śmiały wraz z błyszczącymi w nich iskierkami, ciepły oddech owionął moje usta, jej słodkie zaróżowiane wargi zastygły w nieznacznym uśmieszku. Boże, kocham ją tak bardzo. Nie wiem, które z nas to zaczęło. Delikatne muśnięcie przerodziło się w żarliwy pocałunek. Moje palce zastygły między jej piersiami. Poczułem jak jej nogi zakleszczają się wokół moich bioder. Językiem pogłębiałem pocałunek, nie chcąc i bojąc się go skończyć. Nie chciałem zobaczyć jej niezadowolonej twarzy. Mój lęk zniknął, kiedy jej dłoń chwyciła mnie zdecydowanie za włosy dociskając przy tym jeszcze bardziej nasze usta jakby to było w ogóle możliwe. Ręką  wyczuwałem jak jej klatka piersiowa unosi się gwałtownie w górę i w dół podobnie jak moja, kiedy spazmatycznie próbowaliśmy łapać powietrze i nie przerywać pocałunków. Poczułem, jak przegryza moją wargę, wolną dłoń wsuwając pod moją koszulkę. Jęknęła, kiedy wyczuła mięśnie mojego brzucha. Otworzyłem oczy, widząc, że jej wciąż są przymknięte. Zastygłem w bez ruchu, wyliczając za i przeciw dlaczego miałbym teraz nie zacząć jej rozbierać.
Jej usta ocierały się o moje kiedy bezgłośnie szepnęła, ,,dziękuję’’ przy pierwszym dźwięku dotykając językiem złączenia moich warg, doprowadzając mnie tym prawie do utraty samokontroli. I tylko Bóg jeden wiedział, że nie żałuję ani minuty, chociaż później wiedziałem, że ona nie bardzo potrafiła się odnaleźć w nowej dla niej sytuacji. Żadne z nas nie skomentowało tego, co się stało.
Wszystko co dobre, szybko się kończy. Z powrotem jechałem dłuższą drogą, tłumacząc jej, że chcę ominąć renowacje autostrady, której tak naprawdę nie było. Tak bardzo chciałem spędzić z nią trochę więcej czasu. To zabawne, potrzebowałem ponad roku rozłąki, żeby zrozumieć że każda chwila z nią jest krucha. Absurd. Nie dotarło to do mnie, kiedy byliśmy o krok od spojrzenia w oczy śmierci, dopiero nieobecność jej w moim codziennym życiu mi to uświadomiła. Odprowadziłem ją na osiedle. Szliśmy powoli, chociaż ulica były pusta. Nagle zerwał się wiatr, chusta którą miała zawieszoną na szyi odfrunęła zawijając się o pręty okna na drugim piętrze. Cegły budynku były popękane, więc bez problemu mogłem się po nich wdrapać. Byłem wysportowany, godziny frustracji na siłowni były jedyną z produktywnych rzeczy jakie robiłem wciągu półtora roku, kiedy chodziłem jak zombie. Stanąłem przed nią, podając jej chustę była pod wrażeniem. Jej usta nie domykały się przez moment.
- Jesteś spider-manem czy coś? – zapytała, wciąż nie dowierzając. Dla szczeniaka takiego jak ja, takie sztuczki były na porządku dziennym. Niezliczoną ilość razy musieliśmy wspinać się po drzewie do sąsiadów, albo wchodzić po schodach przeciwpożarowych budynku by odzyskać piłkę do kosza. To pestka.
- Nie. – zaśmiałem się.- Ale mam kilka bardziej przydatnych zdolności, niż strzelanie pajęczyną. – dotknąłem jej policzka.
- Nie dotykaj mnie.- chwyciła mój nadgarstek i spojrzała na mnie ostro. Byłem zbity z pantałyku, jeszcze chwilę temu byliśmy na plaży… Nie wmówi mi, że to jej się nie podobało.
- Będziesz o to błagała. – mruknąłem pod nosem, nie specjalnie licząc na to, że to usłyszy, ale akurat tak się nieszczęśliwie złożyło.
- Działam solo. Poradzę sobie sama. Też bym tam weszła. – zapewniła mnie, zakładając chustę i zawiązując ją sobie by lepiej się tym razem trzymała. Zasłoniła mi przy tym dekolt sukienki.
- Oczywiście, wmawiaj to sobie. – Zapomniała kim jestem, ale nadal jest pieprzoną indywidualistką i nie widzi, że mnie potrzebuje! – pomyślałem z goryczą. To tak jakby ta cała popieprzona historia i moje starania nie miały końca. Za każdym rogiem czekała mnie porażka.
- Ja nie błagam, po prostu dostaję.-  Panna Niedostępna szepnęła prosto w moje usta z zaborczym uśmieszkiem. Jej ciepły oddech zatrzymał się na moich wargach. Nie spodziewałem się tego. Za jednym mrugnięciem wślizgnęła się na korytarz, a w szybie pomachała mi ręką na pożegnanie. Ogłupiałem. Chce pogrywać? To zatańczymy.






Mamy taniec!
W Burdelu w Buenos Aires
Który opowiada historię 
O prostytutce
I mężczyźnie,
Który zakochał się...
W niej.

Najpierw jest pożądanie!
Potem... pasja!
Potem... podejrzenie!
Zazdrość! Gniew! Zdrada!

Tam gdzie miłość jest dla osoby oferującej najwyższą cenę
nie ma zaufania.
Bez zaufania...
Nie ma miłości!
Zazdrość.
Tak, zazdrość...

Doprowadzi Cię, doprowadzi Cię, doprowadzi Cię... do szaleństwa!*




Obudziłem się z myślą, że to musi być dzisiaj.  Ubrałem się i umyłem, pominąłem zjedzenie śniadania, chcąc zatrzymać się gdzieś po drodze. Chcąc nie chcąc musiałem jeszcze zahaczyć o stację benzynową. Spakowałem szybko najpotrzebniejsze rzeczy i obudziłem Scoota, który swoją drogą powinien wstać wcześniej niż w południe.
- Jedziemy do Nowego Yorku, spotkamy się na miejscu. – powiedziałem, kiedy Scoot patrzył na mnie zaspanym wzrokiem,  z włosami, które aż krzyczały ,,uprawiałem wczoraj seks,’’ na całe szczęście zaczynając kontaktować. Widząc, że nie ma mi nic do powiedzenia, na co i tak nie miałbym czasu, dostrzegłem tylko że przeciąga się leniwie ziewając. Jeszcze zatęskni za imprezami w Los Angeles.
Późnym południem czekałem na Roberts w jej mieszkaniu. Trafiłem idealnie w punkt, wiedząc, że Candice wyszła kilka minut temu nie będzie miała okazji dodać swoich czterech groszy, a mój plan się powiedzie. Byłem gotowy nawet ją porwać. Gdy usłyszałem jak walczy z zamkiem do drzwi, poprawiłem szybko włosy, opierając się o kanapę, stojącą na środku salonu. Jej oczy spojrzały na mnie z początku z przerażeniem, chwyciła się za serce i odwróciła tyłem, robiąc spory krok w stronę drzwi jakby miała zaraz uciec z mieszkania, a kiedy dotarło do niej wreszcie, że to ja odwróciła się w moją stronę z powrotem.
- Skąd masz kluczyki do mojego mieszkania? – wrzasnęła wystraszona i zszokowana. Stała na środku pokoju, próbując zapewne przypomnieć sobie jak się oddycha.
- Nie mam kluczyków. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, zerkając na jej rękę, którą kurczowo na nich zaciskała z nerwów przez co pozostały na niej ślady ich kształtu.
- To jakim cudem tu się znalazłeś? – położyła torebkę z zakupami na wyspie w kuchni razem z kluczami i zdjęła obcasy.
- Poczujesz się zagrożona jak powiem Ci, że umiem się włamywać? – mruknąłem, nie kryjąc rozbawienia.
- Odrobinę.- jęknęła z szeroko otwartymi oczami, usiłując zdjąć drugi but. Kiedy zauważyła, że patrzę na jej biust, oblizując dolną wargę natychmiast wstała i poprawiła swoją czarną sukienkę z cekinami. Podwinięta na biodrach, ukazała kawałek jej pośladków.
- Szykuj się na wycieczkę.- powiedziałem głosem nie znoszącym sprzeciwu, patrząc w jej piękne oczy.






*fragment filmu Moulin Rouge (2001) - El Tango de Roxanne



____________________________________

ROZDZIAŁ PISANY JEDNĄ RĘKĄ #CHALLENGE
Takie zrządzenie losu, że nie ma wakacji 
bez zrobienia sobie krzywdy.
Złamałam sobie śródręcze.
Zaliczyłam wszystko na studiach co miałam,
ostatnie tygodnie wolności poświęcam pisaniu.
Ten rozdział trochę poczekał na wenę, 
ale myślę, ze wyszło to na dobre.
Dajcie znać, co o nim myślicie,
dziękuję za prywatne wiadomości
i za Waszą cierpliwość,
trzymajcie się ciepło. ;*



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz